czwartek, 28 marca 2013

05


Odłożyłam ostatni świeżo umyty talerz do zmywarki. Wytarłam mokre ręce w mięciutką, błękitną ścierkę. Uśmiechnęłam się do siebie, gdy usłyszałam zaciętą rozmowę Harry’ ego i Chrisa, dobiegającą z jadalni. Rozmawiali o piłce nożnej, kluba sportowych. „Harry…” w mojej głowie, jak na zawołanie pojawił się obraz chłopaka, sprzed zaledwie kilkunastu minut. Wtedy, gdy dosłownie milimetry dzieliły nas od pocałunku. „A co by było, gdyby Chris wszedł te parę sekund później?” Pewnie nie byłoby już tak przyjemnie, jak do tej pory. Ale muszę przyznać, że wieczór mijał nam w bardzo dobrej atmosferze.
- Jane, chodź do nas! – pomiędzy myślami wychwyciłam głos wołający moje imię.
Ruszyłam w stronę jego właściciela. Wychodząc z kuchni jeszcze raz przejrzałam się w szklanych szybach stojącej w kącie komody. „Ujdzie…” oceniłam swój wygląd niezwykle optymistycznie. Nigdy nie miałam zbyt wysokiej samooceny.
- Chodź, kochanie. Usiądź z nami – Christopher wskazał mi miejsce, na którym wcześniej siedziałam.
Mój wzrok znów powędrował w stronę bruneta, a gdy tylko zobaczył, że mu się przypatruję na jego twarz wpełzł uroczy rumieniec i spuścił głowę, bym nie go nie dostrzegła. „Tylko ty nie próbuj się czerwienić, Jane!”
- Może chcesz wina? – Chris podniósł do ust swoją lampkę i wziął niedużego łyka, po czym podał ją mi.
Pokręciłam przecząco wodą i chwyciłam w dłonie swój sok pomarańczowy, który stał na stole.
- Wiesz, że Harry śpiewa? – odstawił wino i uśmiechnął się w stronę wspomnianego chłopaka.
Ja również bez większych oporów spojrzałam na niego. „Dlaczego ja przez cały czas się na niego patrzę?” Może dlatego, że ma przepiękne oczy. Ciepła zieleń, jak polana wiosną. „Takie niezwykłe.”
- Tak? To świetnie – szepnęłam nie kryjąc swojego entuzjazmu. – Może coś zaśpiewasz?
Harry lekko się zmieszał. Pewnie myślał co. „Może jakąś balladę?” Ma piękny, ochrypnięty głos nawet jak po prostu mówi.

Isn't she lovely,
Isn't she wonderful,
Is't she precious,
Less than one minute old

Gdy pierwsze słowa piosenki wydobyły się z jego ust, przez moje ciało przeszedł nieoczekiwany dreszcz, pozostawiając po sobie gęsią skórkę. Uwielbian Stevie Wonder'a  Zaczarowana wpatrywałam się w niego jak w najpiękniejszy obrazek na ziemi. Jego głos był idealny. Barwa śpiewy zafascynowała mnie. Taka delikatna, a zarazem męską i czarująca.

I never thought trough love we'd be,
Making one as lovely as she
But isn't she lovely made from love.

Miałam wrażenie, że śpiewał dla mnie. Jakbym tylko ja się liczyła. „Może tak właśnie jest?” Patrząc się prosto w moje oczy z takim niezwykłym ciepłem, zaufaniem… miłością. Nawet jak zakończył swój śpiew w głowie wciąż echem odbijał się jego melodyjny głos. „Taki, że… Wow!”
- Jej, jesteś naprawdę świetny! – posumowałam, gdy odzyskałam mowę.
- Dziękuje.
Jeszcze nigdy nie widziałam, żeby jakikolwiek chłopak rumienił się w tak słodki i niewinny sposób. Wyglądał tak nieznośnie uroczo, że nie mogłam się nie uśmiechnąć na ten widok, od którego nie udawało mi się oderwać wzroku. „Lub po prostu nie chciałam” sprostowałam.
- Od jak dawna śpiewasz? – zapytałam biorąc łyk soku.
- Od dwóch lat jestem w zespole, One Direction, ale wcześniej należałem do jeszcze jednej kapeli – „One Direction… coś obiło mi się o uszy.” – Koncertuję z czwórką wspaniałych ludzi, którzy są moimi najlepszymi przyjaciółmi. Naprawdę są niesamowici.
To, z jaką dumą mówił te słowa wyczuć można było na kilometr. Widać, że szczerze kocha śpiewanie. „I jest w tym świetny!”
- To wspaniale – uśmiechnęłam się w stronę Stylesa najpiękniej jak potrafiłam. – Muszę, po prostu muszę kiedyś wybrać się na wasz koncert.
- Zapraszamy. Poznałbym cię z resztą zespołu. Z pewnością byś ich polubiła.
Myślałam, że zejdę na zawał, gdy Harry podniósł swoją lampę z winem i upił trochę, na koniec oblizując usta. „Wdech, wydech…” instruowałam się. Jak można w tak intrygujący sposób robić tak zwykłe rzeczy? Co on ma takiego w sobie, że białej gorączki przy nim dostaję?
- Z wielką chęcią bym wpadła – zaśmiałam się nie odrywając wzroku od jego warg.
Dreszcz przeszył moje ciało na myśl, że nie tak dawno znajdowały się milimetry od moich. „God, why?!” zawyłam przypominając sobie moment wtargnięcia Chrisa.
- Z wielką chęcią byśmy przyszli – poprawił mnie mężczyzna siedzący obok mnie, przypominając nam o swojej obecności.
Czy mi się wydaje, czy tym zdaniem atmosfera stała się nieco napięta. „Nie wydaje ci się” odpowiedziałam sama sobie. Odwróciłam twarz w stronę mojego chłopaka. Widziałam ten dziwny chłód i zirytowanie bijące z jego oczu. „Coś jest nie tak…” Zapewne jakby miał ogień w oczach wszystko już dawno by płonęło. Harry najbardziej.
- Wiecie, ja już będę leciał – chłopak ziewnął sztucznie spoglądając na zegarek. – Dziękuje za miły wieczór.
„Miły do tego momentu…”  
- Może cię odprowadzę – chętnie wstałam z miejsca, gotowa pognać na złamanie karku w stronę drzwi, by tam jak najbardziej się da przedłużać pożegnanie z brunetem.
Chłopaki pożegnali się, choć można było wyczuć w powietrzu nutkę niechęci ze strony z Chrisa, ale jakoś próbowałam się tym nie przejmować. Teraz liczyło się zupełnie co innego. „Raczej, kto inny…”
- Naprawdę ci dziękuje, za wspólnie spędzony czas – Harry zaczął, gdy stanęliśmy już przy drzwiach frontowych.
Nastała chwila ciszy. Nie chciałam jej przerywać. Z nim nawet cisza jest przyjemna. Nie przytłaczająca. Widocznie on również nie chciał jej zagłuszać. Zamiast mówić, Harry przysunął się do mnie. Znajdowaliśmy się w takiej samej pozycji, jak wcześniej. Tyle że teraz chłopak obejmował mnie w talii. W miejscu, gdzie jego dłonie stykały się z moim ciałem, mimo, że przez materiały ubrań, to mogłam wyraźnie poczuć istny żar. „Niesamowite…”
- Dobranoc, Jane – z tą swoją chrypką w głosie wyszeptał mi wprost do ucha. „Gdyby wiedział co działo się w moim wnętrzu…”
- Dobranoc, Harry – powiedziałam, gdy chłopak zniknął za dębowymi drzwiami.
- Jane! – Chris krzyknął moje imię, a ja od razu wiedziałam co się święci.
Powoli udałam się w stronę salonu. Serce lekko drgnęło mi ze strachu, który mnożył się z każdym krokiem przybliżającym mnie do mojego chłopaka.
- Tak? – spuściłam głowę stając w progu pomieszczenia. Nie miałam odwagi wejść dalej. Bałam się. Po prostu się bałam.
Chris wstając od stołu, chwycił do połowy pustą butelkę wina. Chwiejnym krokiem podchodził do mnie. „Boże, co on…” nawet ten drugi głos niemiłosiernie drżał. Wielka gula stanęła mi w gardle. Nie byłam w stanie wypowiedzieć ani słowa. Krew buzowała mi w żyłach. Mogłam ją normalnie usłyszeć. Czułam pulsowanie w głowie, i nagle zrobiło się tak jakoś duszno, gorąco. Mózg w jednej chwili był wyczyszczony ze wszelkich myśli. Liczyło się tylko tu i teraz.
- Posprzątaj i do sypialni – rozkazał dając mi pustą butelkę, którą przez „drogę” zdążył opróżnić.
Śmierdziało od niego alkoholem na kilometr. Nienawidziłam zapachu, a co dopiero smaku jakiegokolwiek trunku. Patrząc na butelkę westchnęłam głęboko by opanować swoje przerażenie, ale to nie pomogło. „Chyba nic teraz nie jest w stanie mnie uspokoić…”
Tak jak kazał posprzątałam to, co zostało na stole i już kroczyłam w stronę sypialni, gdzie czekał na mnie Chris. Od razu, gdy pojawił się w moich myślach zatrzymałam się  w pół kroku, tuż przez pokojem. Patrząc na drzwi cała trzęsłam się, wprawiając w drgania nawet pobliskie kwiaty. „Tylko spokojnie…”
Wchodząc do pomieszczenia pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to postać stojąca tyłem do mnie. Przyglądała się widokom za oknem, choć był już dosyć późny wieczór. Jedyne co było widać to światło z okna domu obok. „Harry…”
Dopiero, gdy zamknęłam za sobą drzwi Chris odwrócił się w moją stronę. Przeraziłam się jeszcze bardziej widząc jego wściekły wzrok. Mój pul zdecydowanie za bardzo przyspieszył, bo serce okropnie szybko biło, pompując krew. Drżącymi dłońmi bawiłam się skrawkiem mojej sukienki. Mierzwiłam materiał przyglądając się mu i jednocześnie swoim stopom, aż do czasu, kiedy jego czarne buty nie znalazły się w moim polu widzenia. Jakbym była sparaliżowana nie mogłam się ruszyć. Chciałam podnieść głowę, ale i ona mnie nie słuchała. „Spokojnie…” dodawała sobie otuchy.
W końcu mi się udało. Przełamałam się i uniosłam oczy ku górze. Nawet nie zdążyłam spojrzeć na niego, gdy poczułam mocne uderzenie i z hukiem upadłam na podłogę. „Zrobił to…” Z moich ust wydobył się cichy, przedłużony jęk bólu. Świat w mojej głowie wirował. Jakby tornado rozpętało się, a ja bym była w samym centrum tego cyklonu. Łzy upokorzenia i bólu lały się strumieniami. Pewnie cały makijaż miałam rozmazany na twarzy.
- Podobało ci się? Widziałem jak na niego patrzysz. – Wierzchnia strona jego dłoni z dużą siłą uderzyła o mój policzek. – Pewnie chętnie byś się do niego jeszcze poprzyklejała? Jesteś suką, zwykłą dziwką!
Jego krzyk wypełniał całą sypialnię, ale chyba po raz pierwszy od wieków nie uderzał we mnie. Jakby rozchodził się na boki, w żaden sposób nie dotykał mojego zmaltretowanego umysłu. I pomimo jeszcze kilku uderzeń, na ciele miałam wciąż ten delikatny dotyk. Ten, który mnie rozpalił, był czuły i delikatny. „Tak inny od tego…”

wtorek, 19 marca 2013

04


Jeszcze raz poprawiłem moją śnieżnobiałą koszulę wraz z szarym, rozpiętym płaszczem i wcisnąłem przycisk dzwonka. Słychać było, jak po całym domu rozlega się jego melodyjny dźwięk. Jeszcze chyba nigdy się tak bardzo nie denerwowałem. „A jak palnę jakąś głupotę?” Normalnie jakbym właśnie miał poznawać przyszłych teściów, a to przecież tylko spotkanie z nowymi znajomymi. Mokre ręce wytarłem o swoje ciemne jeansy. Próba uspokojenia oddechu i nierytmicznie bijącego serca niestety nie powiodła się. „Dam radę, przecież to tylko Jane.” I Chris oczywiście.
Po pary sekundach, które wydawały się być długie niczym godziny, usłyszałem zbliżające się ciężkie kroki. Wziąłem jeszcze kilka głębokich westchnięć. „Wdech, wydech, tylko nie zapomnij o oddychaniu.”
- Cześć, Harry – drzwi się otworzyły i wyłoniła się postać niedawno poznanego mężczyzny. – Wejdź.
- Cześć – powiedziałem nieco drżącym głosem, wchodząc do mieszkania.
Już u progu w moje nozdrza uderzyły jakieś przepiękne zapachy. Jak zgaduję dochodziły z kuchni. W powietrzu unosiła się również delikatna woń słodkich kobiecych perfum. „Playboy…” Zdjąłem z siebie zewnętrzne odzienie i odwiesiłem na wieszak.
- W tę stronę. – Chris dłonią wskazał kierunek, w którym obaj się udaliśmy.
Myślałem, że ten korytarz nie ma końca. „Albo ja się tak wlecze…” Na beżowych ścianach było mnóstwo różnych zdjęć. Na każdym była uśmiechnięta Jane z Chrisem. Jak się przytulali, całowali. W kilku słowach ujmując nie szczędzili sobie czułości. „I znów to dziwne uczucie” pomyślałem, gdy coś spowodowało niespotykane wcześniej uczucie w brzuchu. „Motylki?” Na pewno nie…
W końcu weszliśmy do przestrzennego salonu. „Całkiem przytulnie.” Pomieszczenie utrzymane było w barwach wściekłej czerwieni i ciemnego brązu. Gdzieniegdzie na ścianach była tapeta w odcieniach bieli i srebra. Krwisty dywan idealnie współgrał z kasztanowymi meblami i  stołem wraz z krzesłami. Czerwona zastawa dopełniała wszystko. Całe pomieszczenie było świetlone jedynie świecami stołowymi w tym samym kolorze co naczynia, ustawionymi na szarym świeczniku. „Miło.”
Zanim zdążyłem cokolwiek zrobić zza ściany, zgaduję, że z kuchni, wyłoniła się kolejna znajoma mi postać. „Piękna postać!” Na czarnej koronkowej sukience miała dodający jej uroku kolorowy kuchenny fartuszek. Ciemne włosy upięte w wysokiego kucyka delikatnie łaskotały ją po karku. Niesforne kosmyki wysunięte zza ucha przeszkadzały jej, więc poprawiała je dłonią. Wyglądała… aż brak słów. „Seksownie?”
- Witaj, Harry – dziewczyna podeszła do mnie i przytuliła na powitanie, a mi serce omal nie wyskoczyło z piersi.
- Cześć, Jane. Masz bardzo ładny fartuch.
Spojrzała na swój strój, po czym podniosła głowę i znów mogłem usłyszeć jej melodyjny śmiech. I te urocze rumiane policzki. „Mówią, że nie ma ideałów… a ja właśnie widzę jeden.”
- Oh, dziękuje – uśmiechnęła się – Proszę usiądź. Zaraz przyniosę kolację.
Posłała mi przyjazne spojrzenie i już po chwili zniknęła w kuchni.
- No, Harry… - zaczął Chris siadając na miejscu naprzeciwko mnie. – Czym się zajmujesz?
„Serio? Nie wie kim jestem?!” powiedział kpiąco głos w mojej głowie. Muszę przyznać mu rację. Jestem jedną z najbardziej rozpoznawalnych osób na świecie, a on się pyta, czym się zajmuję? To było nieco dziwne, ale z drugiej strony nie każdy musi mnie znać. „A może to i lepiej?”
- Ja jestem muzykiem – uśmiechnąłem się do niego. – Należę do zespołu, One Direction. Koncertuję razem z czwórką moich przyjaciół.
- O, naprawdę? Wybacz, ale nie słyszałem o was – mówił lejąc do lampek czerwone wino.
- Dzięki – szepnąłem, gdy podał mi jeden z kieliszków z alkoholem.
Od razu upiłem łyk, by się trochę rozluźnić. Wciąż czułem się niezręcznie. Zwłaszcza w obecności Chrisa. „Ciekawe dlaczego…”
- Nic nie szkodzi. Sporo ludzi nas nie rozpoznaje. Dużo brakuje nam do Rolling Stones.
Zaśmiał się i skosztował cieczy, ze swojej lampki.
- A ty? Czym się zajmujesz?
- Pracuję w pobliskiej kancelarii. Jestem prawnikiem, więc jeśli będziesz szukał jakiejkolwiek porady prawnej, służę pomocą.
Naszą krótką wymianę zdań przerwała Jane wchodząca do pomieszczenia. Poderwałem się szybko, by pomóc dziewczynie z ogromną tacą, którą niosła. „Przy niej Jane wydawała się być taka drobna.” Powoli ująłem naczynie i tak jak sądziłem, ważyło chyba z dobre pięć kilogramów. To jak ona je w ogóle podniosła?
- Dziękuje – cichutki szept wydobył się z jej czarujących ust, które z każdą kolejną chwilą kusiły mnie coraz bardziej.
Odstawiłem ją na stół i zająłem swoje miejsce. Dziewczyna odkryła pokrywę, a moim oczom ukazało się chyba z dziesięć porcji ogromnych tacos. „Dobrze, że nie ma z nami Nialla” zaśmiałem się w myślach.
- Mniam… - wymsknęło mi się, gdy poczułem zapach dania rozchodzący się po pomieszczeniu.
- Częstuj się – Chris wziął od razu potrójną porcję. – Smacznego.
Jane niepewnie usiadła obok swojego chłopaka i nałożyła sobie jedną porcję. Przez chwilę patrzyłem ze smakiem na potrawę, aż w końcu i jak wziąłem sobie taco, i zacząłem je smakować.


- Dziękuje… Już więcej nie zmieszczę – oparłem się o oparcie krzesła, głaszcząc się po brzuchu. – Naprawdę było przepyszne. Nigdy w życiu nie jadłem czegoś tak pysznego.
Kątem oka widziałem, jak policzki Jane przybrały kolor mocnego róży pod wpływem mojego komplementu. Podniosła wino do ust i skonsumowała. Nie wiem dlaczego, ale w jej wykonaniu było to takie… podniecające. „Boże, o czym ty myślisz, Styles!” Jej wargi zaczynają doprowadzać mnie do istnego szaleństwa. A ona jakby na złość jeszcze oblizywała je ze smakiem. „Nie kuś losu, Jane.”
- Ja również już nic w siebie nie włożę – westchnął Chris śmiejąc się pod nosem.
- Odezwał się ten co zjadł połowę tego, co było na tacy – teraz to ja śmiałem się z niego.
Podczas posiłku zdążyliśmy się trochę poznać. Są naprawdę miłymi ludźmi. „Janie…” Mogę się cieszyć, bo moimi sąsiadami się jest jakaś para staruszków. Będzie z kim imprezować.
Po jadalni rozszedł się dzwonek telefonu. „Olly Murs? A my nie? Serio?!”
- Przepraszam, muszę odebrać.
Chris spoglądając na wyświetlacz swojego telefonu odszedł do innego pokoju, by w spokoju porozmawiać z osobą dzwoniącą. Przez chwilę Jane wydawała się być lekko zawstydzona, ale w końcu przemówiła.
- To może ja posprzątam – poderwała się z miejsca.
- Pomogę ci.
Jeszcze nigdy tak ochoczo nie podejmowałem się obowiązków domowych, ale teraz to co innego. „Wiadomo dlaczego.” Gdy miałem chwycić jeden z pustych talerzy, Jane w tym samym momencie wyciągnęła drobną ręką w jego kierunki. Nasze dłonie się spotkały. „Coś niesamowitego…” Czułem jakby prąd przeskakiwał między nami w miejscu, gdzie nasza skóra delikatnie się stykała. Gwałtownie podniosłem głową w stronę tej pięknej twarzy. Tęczówki o kolorze jamajskiego błękitu przeszywały mnie na wskroś. „Jak gdyby zaglądała prosto w moją duszę, moje serce…” Zatonąłem w nich. Czułem jak pochłaniają mnie całego. Tonę. I nie chcę żadnej pomocy. Nie chcę, aby ktokolwiek mnie ratował przed odpłynięciem w głąb tego cudownego oceanu.
Łagodne muskania jej skóry powodowały dziwne dreszcze i ciarki na ciele. Kształtne, czerwone usta, aż prosiły się o pocałunek. Powoli przybliżałem się do jej twarzy, właśnie z tym zamiarem. „O boże…” Dzieliło nas zaledwie kilka centymetrów, gdy niespodziewanie do jadalni wparował Chris… „Kurwa!” zawyłem w myślach, gdy oboje szybko się od siebie odsunęliśmy.
- Przepraszam… Telefon z pracy – mężczyzna uśmiechnął się w moją stronę. – To na czym stanęliśmy?
Spojrzałem na Jane. Znów delikatny rumieniec zawitał na jej twarzy. „Urocze…”
- Zaniosę to.
Włożyła na tacę talerze i powolnym krokiem, ostrożnie udała się do kuchni. Z daleko podziwiałem z jaką gracją się poruszała. „Coś zdecydowanie jest ze mną nie tak…”
- Może byśmy tak…
Nie wiem co mówił. Moich myśli wciąż nie przestawała opuszczać dziewczyna. „Jego dziewczyna” przypomniała mi ta cholerna podświadomość. Dziewczyna, która w zaledwie dzień zawładnęła moim umysłem niczym najlepszy narkotyk na rynku. Na każde wspomnienie jej ciała, ust, oczu, cały dygotałem. „Miłość…” Nie miałem nad tym najmniejszego wpływu. „Miłość…” Zakochałem się…

sobota, 16 marca 2013

03


- Cześć kochanie. – Mężczyzna podszedł do zdenerwowanej Jane i przyciągnął ją do siebie.
Wtedy coś zakuło mnie w okolicy serca. „Ałć!” Ból nagromadzony po lewej stronie mojej klatki piersiowej rozchodził się na wszystkie części mojego ciała. Jakby ktoś przebijał je wielkim szpikulcem i jeszcze go to bawiło. „Ciekawe…”
- Dzień Dobry. Jestem Harry – uśmiechnąłem się do blondyna wyciągając w jego kierunku rękę.
Na chwilę wypuszczając dziewczynę z objęć, przywitał się ze mną i odwzajemnił mój gest wyginając wąskie usta w podkówkę. Posłał mi przyjazne spojrzenie. Wygląda na miłego i porządnego człowieka. „Nie oceniaj książki po okładce” odezwało się moje drugie ja. Może i ma rację, ale nie to w tej chwili jest najważniejsze.
- Christopher, ale możesz mówić do mnie Chris.
- Dobrze, Chris. Mieszkam po sąsiedzku, więc często będziemy się widywać. - „Chciałeś powiedzieć, będę często widywał Jane” poprawił mnie wredny głosik.
- Jak chcesz to wpadaj do nas pod wymówką „braku cukru”.
Obaj zaśmialiśmy się. Brunetka nie. Spoglądając na jej twarz można było wywnioskować, że jest dość skrępowana tą sytuacją. Choćby nawet próbowała się uśmiechnąć, wyglądałoby to raczej na grymas, niż szczerą radość. Choć muszę przyznać, że gdy się uśmiecha, to tak jakbym nagle znalazł się w niebie. Nic się wtedy nie liczy. „Tylko ona…” Boże, co ona ze mną robi? Za każdym razem, gdy patrzę na nią moje serce w niewytłumaczalny sposób bije szybciej. „Dużo szybciej.” Chwilami myślę, że po prostu mam atak serca, gdy moje oczy spotkają się z jej niesamowitymi tęczówkami. One mnie hipnotyzują. „Może ona jest jakąś czarownicą, która chce cię opętać?” Może, nie wiem, ale jeśli to właśnie jest jej celem, to udaje jej się. „Więc jesteś bardzo podatny na czary, Styles!”
- Harry? – głos Jane wyrwał mnie z moich marzeń. „O niej.”
- Tak? Przepraszam, zamyśliłem się.
Moje policzki zaczęły dziwnie piec. Mogłem przysiąc, że przybrały kolor różu w momencie, gdy piękność stojąca obok blondyna wypowiedziała moje imię z jak zauważyłem bardzo uwydatnionym akcentem. „Nawet Niall nie jest w stanie jej dorównać.”
- Chris pytał się, czy nie zechciałbyś do nas wpaść wieczorem – posłała mi wesołe spojrzenie, a w jej oczach dostrzegłem iskierkę nadziei. „Nie daj się prosić.”
- Oczywiście, że przyjdę – odwzajemniłem jej gest unosząc kąciki ust ku górze.
- Może być 19? – Chris wtrącił się nam w rozmowę. – Jeżeli nie masz innych planów.
Czy mam plany? „Hmmm…” Raczej nie, a jeśli mam zarezerwowany wieczór, będę musiał to odłożyć. Najnormalniej w świecie nie jest w stanie jej odmówić. „No nie wiem czy to jest normalne!” Nie ma to jak głos podświadomości, który przez cały czas ma coś do powiedzenia. Niekoniecznie mądrego. „Foch!”
- Mi pasuje. Będę punkt 19 – zaśmiałem się, a para mi zawtórowała. – Teraz niestety muszę was przeprosić, gdyż pójdę do domu. Muszę sprawdzić czy wszystko jest na swoim miejscu. Tak jak to zostawiłem.
- A więc do zobaczenia Harry – blondyn rzucił na odchodne i już po chwili zniknęli za drzwiami białego domu, który od dziś chyba będzie najczęściej odwiedzanym przeze mnie miejscem. „Może od razu się do nich przeprowadź.”




Z chwilą, gdy przekroczyliśmy próg mieszkania, a drzwi się za mną zamknęły, przepełnił mnie lekki strach. Mimo, iż już nie był tak wyraźny, powodował drgania mojego ciała. „Spokojnie…” Każda komórka mnie była gotowa na natychmiastową ucieczkę jak najdalej stąd. Wystarczył mi jeden wyraźny sygnał, zerwałabym się i wybiegła. „Tylko spokojnie” Tak, dodawanie samej sobie otuchy nie wychodziło mi najlepiej. „Wolałabyś żeby Harry to robił!”
Gdy odwieszałam swój płaszcz, poczułam czyjeś silne ręce oplatające moje biodra. Ciepły oddech spoczął na moim karku, by później złożyć delikatny pocałunek na odsłoniętym ramieniu. Moje ciało przeszył nieoczekiwany, ale za to bardzo przyjemny dreszcz. „Podoba ci się.” W tym momencie poczułam się jak dawniej. „Kochana…” Ale niestety to już nigdy nie wróci. „Nigdy nie mów nigdy.” Często się z tobą zgadzam Głosie W Mojej Głowie, ale tym razem nie masz racji. Ludzie nie zmieniają się ot tak, z dnia na dzień. „Po prostu w to uwierz.” Chciałabym, ale nie potrafię. Bardzo. Ale dawne uczucia już nie wrócą. One wygasły, tak jak moja nadzieja na szczęście.
- O czym tak zawzięcie myślisz kochanie? – znów poczułam jego wargi smakujące moją skórę.
Powoli odwróciłam się w jego stronę. Brązowe tęczówki patrzyły na mnie dokładnie tak, jak kiedyś. „Zmienił się…” Już mówiłam, że… „Tak, tak, wiem.”
- O niczym – uśmiechnęłam się blado, gdyż po kilkugodzinnej podróży tylko na tyle było mnie stać. „A przy Harrym zachowywałaś się inaczej!” Oh, zamkniesz się wreszcie?!
Chris z wolna przybliżył swoją twarz do mojej. Dzieliło nas zaledwie kilka milimetrów od zatracenia w pocałunku. „Zaufaj mu.” Nie chcę. „On już nigdy więcej cię nie skrzywdzi.” Nie mogę. „Zaufaj mu.”
Jak wygłodniałe zwierze wpiłam się w jego wargi. „Zaufałaś…” Czas jakby się zatrzymał. Byliśmy tylko my dwoje. Tylka ja, on i wir pocałunków, który pochłonął nas w zaledwie kilka sekund. Blondyn skorzystał z okazji, gdy szerzej otworzyłam usta, zapraszając mój język do wspólnego tańca. Chwilami walczyliśmy o dominację, a później znów nasze pocałunki stawały się bardziej subtelne, delikatne. Pełne miłości.
- Chris… – gwałtownie odsunęłam się od niego, gdy jego ręce powędrowały pod mój przyduży sweter. „Nie denerwuj się, na pewno nie chciał.”
- Przepraszam – spojrzał na mnie smutnymi oczami i jak to miał w zwyczaju, gdy się denerwował lub był zniecierpliwiony, przygryzł swoją dolną wargę. „Słodkie.”
Uśmiechnęłam się do niego najpiękniej jak umiałam, chwyciłam jego rękę i skierowałam się w stronę kuchni. Szłam przodem, więc miałam stuprocentową pewność, że Christopher właśnie przygląda się moim pośladkom. „Zawsze tak robił…” Uśmiechnęłam się do swoich myśli.
- Głodna jestem – powiedziałam, a jakby na potwierdzenie tych słów, mój brzuch wydał charakterystyczny dźwięk.
Westchnął przeciągle, po czym zaśmiał się z mojej wypowiedzi. Dłonią wskazał mi, abym usiadła, a sam zaczął przygotowywać jeden z moich ulubionych przysmaków. „Może rzeczywiście się zmienił.” To był mój Chris. Ten, w którym się zakochałam. A nie ten z przed zaledwie kilku dni. Coś musiało się stać. „Oh, ty zawsze musisz szukać drugiego dna…” Nie szukam, tylko wolę być ostrożna. Wiem jaki jest… „był!” Tak, jaki był. „Przecież mu ufasz.”
- Proszę… Gofry z bitą śmietaną i owocami dla pani – postawił przede mną talerz z owym deserem, po czym usiadł naprzeciw mnie na drugim końcu wyspy, która znajdowała się na środku kuchni.
- Dziękuje.
Muszę przyznać, że kto jak kto, ale Chris robił najlepsze gofry pod słońcem. Nikt nie mógł się z nim równać. Pamiętam jak śmialiśmy się porównując go do Gordona Ramsay ’a. Zawsze miał zadatki na kucharza.
Po skończonym posiłku podziękowałam i poszłam się odświeżyć, po drodze zgarniając moją torbę. Rozebrałam się szybko i weszłam pod prysznic. „Niebo” moje drugie ja westchnęło z ulgą po tak męczącym dniu. Jestem padnięta.
Miliony megabajtów myśli przepływało przez mój mózg. Miałam tysiące pytań na minutę, ale żadnej sensownej odpowiedzi. Czy on naprawdę się zmienił? A co jeśli tylko udaje, a później znów będzie tak, jak do tej pory? Czy powinnam mu ufać? „Przestań się zadręczać!” Boję się, że jego dzisiejsze zachowanie to tylko przykrywka. Tego się boję najbardziej…

wtorek, 12 marca 2013

02

- Halo – powiedziałam trzęsącym się głosem.
Powoli stąpałam po schodach. W jednej ręce trzymałam torbę, a druga natomiast znajdowała się przy moim uchu. „Spokojnie…” jakoś próbowałam zachowywać opanowanie, nie ujawniać żadnych oznak jakiegokolwiek zdenerwowania. Ręce trzęsły mi się niemiłosiernie, co w pewien sposób utrudniało mi utrzymanie telefonu przy właściwym miejscu. Krew dużo szybciej krążyła w moich żyłach. Moje głośno bijące serce można było usłyszeć z odległości nawet kilkunastu metrów.
- Cześć – usłyszałam po drugiej stronie słuchawki. – Gdzie jesteś?
- Właśnie wychodzę z peronu.
Słysząc mój głos wydawałoby się, że całe struny głosowe straszliwie się trzęsą. „Tylko spokojnie…” uspokajałam samą siebie, ale i to nie dawało oczekiwanych rezultatów.
- Będę za jakieś półgodziny. – jak na razie tylko tyle byłam w stanie wypowiedzieć.
„Rozłącz się… błagam!” Jakby Chris czytał w moich myślach, przerwał połączenie. Aby się trochę uspokoić wzięłam kilka głębokich oddechów, ale moje ciało wciąż całe drżało. Serce o mało nie wyrwało mi się z piersi. „Policz do 10…”
- Jeden, dwa, trzy… - wyliczałam pod nosem. – Oh, to i tak nic nie da.
Zdenerwowana mocno chwyciłam czarną walizkę, schowałam telefon do kieszeni jeansów i szybkim krokiem udałam się do wyjścia z budynku. Gdy otworzyłam drzwi wyjściowe, moją twarz od razu owiał zimny podmuch powietrza. Pogoda dawała wiele do życzenia. Niebo wyglądało, jakby zaraz miał lunąć rzęsisty deszcz. „Londyn…”
Rozglądałam się dookoła w poszukiwaniu znajomego auta, ale nie spostrzegłam go na parkingu, więc ostatecznie mój wzrok zatrzymał się na postoju taksówek „Nawet nie rób sobie nadziei.” Wiem, nie robię. Tylko się rozglądałam, tak po prostu. „Jasne…”
Bez większego namysłu wsiadłam do pierwszej lepszej taksówki. Podałam kierowcy odpowiednie dane i ruszyłam w stronę „domu”.
Od kiedy rozmawiałam z Chrisem przez telefon minęło już wystarczająco dużo czasu, by się jakoś uspokoić, ale wciąż trzęsłam się jak galareta. „Nie da się ukryć.” Dokładnie pamiętam dzień, w którym się poznaliśmy. To było kilka lat temu na imprezie u naszego wspólnego znajomego, Alana. To on właśnie nas ze sobą poznał i tak to się zaczęło. Najpierw były sms-y, później spotkania i w końcu zostaliśmy szczęśliwą parą. Niestety po kilku miesiącach…
- Halo! Proszę pani – głos mężczyzny wtargnął do moich myśli. – Już jesteśmy. „Ale szybko.”
- A tak. Dziękuje.
Zapłaciłam za dojazd, pożegnałam się, jak na człowieka z manierami przystało i wyszłam z auta, stając na podjeździe, który prowadził wprost do mojej posiadłości. Mały, skromny domek na obrzeżach stolicy Wielkiej Brytanii był miejscem, w którym jak sądzę, przyjdzie mi spędzić resztę mojego życia. „U boku Christophera…”




„Nie ma to jak w domu!”  moje drugie „ja” aż krzyknęło ze szczęścia. Nie będę musiał kisić się w Manchesterze. To zdecydowanie miejsce nie dla mnie. Nie mam na myśli tego, że praktycznie nikogo tam nie znam, choć to też, ale to, że jakoś nie czułem się tam dobrze. „Tęskniłeś…” I do bardzo. Tu mam przyjaciół, ludzi, którzy są dla mnie bardzo ważni. Bez nich nie byłbym tym, kim jestem teraz.
Wjeżdżając na swoją posesję zauważyłem znaną mi sylwetkę z torbą w ręku. Jej długie, brązowe włosy były pozostawione w „artystycznym nieładzie” tworząc naprawdę piękną impresję. Czarny płaszcz idealnie podkreślał jej kobiece kształty, a przez lekko  rozkloszowany dół, bardzo uwydatnione było perfekcyjne wcięcie w talii. Tylko dlaczego stała przed jakimś domem, a w dodatku sama?
Zatrzymałem samochód tuż przed drzwiami garażu, zgasiłem silnik i oddałem się czynności, która podczas podróży pociągiem stała się moją ulubioną. Przyglądałem się Jane z zaciekawieniem, czekając na jej jakikolwiek ruch. Nie wysiadłem z auta, wolałem podziwiać ją w ukryciu. „Szpieg! Ale skąd ta pewność, że to ona?” Sam nie wiem, po prostu wiem, że to ona. Jane, dziewczyna, którą poznałem w pociągu. Ta, która przecudownie się zarumieniła, gdy zorientowała się, że pochwaliła pogodę, gdy ta była, prosto mówiąc, beznadziejna. „Styles, zakochałeś się, czy co?” Nie, nie zakochałem się, ja tylko… A zresztą, co ja będę się sobie tłumaczył.
Zakończyłem swój wewnętrzny monolog i wyskoczyłem z mojego audi. Jeszcze chwilę niepewnie przyglądałem się jej zza auta, a kiedy postanowiłem, że muszę z nią pogadać, wyszedłem jej naprzeciw, ale dziewczyna mnie nie zauważyła. „Może nie chce na ciebie patrzeć, hmm?” Może. Ale tego bym nie chciał.
- Dzień Dobry – szepnąłem Jane do ucha, kiedy niezauważony stanąłem za brunetką.
Na dźwięk moich słów dziewczyna lekko zadrżała, mógłbym nawet powiedzieć, że się przestraszyła, i gwałtownie odwróciła się w moją stronę lustrując mnie wzrokiem od stóp do głów. Zatrzymała swoje tęczówki na moich, a gdy nasze spojrzenia się spotkały na jej policzki wpełzł uroczy rumieniec.
- Dzień Dobry. Co ty tu robisz? – Widocznie była zdziwiona obecnością mojej osoby.
- Jestem na tajnej misji.
Zaśmiała się dźwięcznie. „Najpiękniejsza melodia dla mych uszu…” Jej twarz wydawała się taka niewinna, skromna, cnotliwa. „Wow, stary. Masz zadatki na poetę!”
- Na jakiej misji? Śledzisz mnie. – Jane zrobiła podejrzliwą minę, ale uśmiechała się.
- Wolę określenie „obserwuję”… A ty? Co ty tutaj robisz? Sama.
Po jej wyrazie twarzy mogłem odczytać, że trochę zmieszała się moją dociekliwością, ale mimo to, odpowiedziała.
- Mieszkam tu. – Palcem wskazała na dom przed którym staliśmy. „Nie duży, ale bardzo ładny.”
- O! Więc wygląda na to, że jesteśmy sąsiadami – ucieszyłem się na wiadomość, że ta oto dziewczyna będzie mieszkać obok mnie.
- To świetnie, sąsiedzie. – I znów ten jej słodki śmiech.
Wtem z jej mieszkania wyszedł jakiś wysoki, muskularny blondyn…

niedziela, 10 marca 2013

01


- Przepraszam, czy to miejsce jest wolne? – przeciskając się przez zatłoczony pociąg, w końcu doszłam do przypisanego mi miejsca w odpowiednim przedziale. „Chyba…”
Chłopak, który zajmował miejsce przy oknie, a obok którego miałam zamiar zająć siedzenie tylko kiwnął głową nie odwracając wzroku od swojego telefony. „Ale miły.” Powoli wgramoliłam się z moją czarną torbą, w której znajdowały się moje rzeczy i usiadłam koło chłopaka wciąż pilnie zapatrzonego w ekran urządzenia.
W „naszym” przedziale znajdowało się sześć miejsc, z czego tylko dwa były zajęte przez naszą dwójkę. „Ale ty jesteś bystra!” odezwał się sarkastycznie głos w mojej głowie.
Raz na jakiś czas mój wzrok wędrował w stronę, jak wywnioskowałam ze swoich wcześniejszych obserwacji, bardzo przystojnego chłopaka, choć widziałam jego twarz jedynie z profilu, która oświetlona była ekranem iPhona.
Przez najbliższe kilka, może kilkanaście minut między nami trwała niezręczna jak dla mnie cisza. „Powiedz coś!” dopingował mnie głosik. „Niby co mam powiedzieć?”
- Ładną mamy dziś pogodę. – powiedziałam tak cichutko, że w pewnym momencie wydawało mi się, że on po prostu mnie nie słyszał.
„A jednak!” Chłopak podniósł głowę z burzą loków i spojrzał przez okno, a następnie przeniósł swój wzrok na mnie. „Wow!” aż zagwizdało mi w głowie, gdy jego przeszywające na wskroś tęczówki spotkały się z moimi. Jeszcze nigdy nie widziałam tylu odcieni zieleni. Tuż przy rozszerzonej źrenicy zieleni przybierała kolor jasno szmaragdowy, który rozchodził się na wszystkie strony, jaśniejąc. To jest chyba najpiękniejsza paleta barw jakie kiedykolwiek widziałam. „Piękne.”
- Em… - jego głos powoli docierał do mojej świadomości. – Pada deszcz.
W mojej głowie słyszałam szereg przeróżnych przekleństw, które były skierowane do mojej osoby. „Ty to potrafisz zrobić dobre pierwsze wrażenie! Brawo!”
Jego wzrok spoczywający na mojej twarzy trochę mnie onieśmielił i mogłabym przysiąc, że właśnie moje policzki przybrały kolor różowy, a następnie czerwony. Prościej mówiąc, spiekłam buraka.
- To znaczy… yy… - „wszystko, tylko się nie jąkaj.”
- Spokojnie, nic się nie stało.
Chłopak posłał mi przyjazny uśmiech, a mi jakby kamień spadł z serca. Oczywiście odwzajemniłam uśmiech lekko unosząc kąciki ust, co chyba nie wyglądało zbyt miło. Patrzyłam jak zahipnotyzowana w zieleń jego oczu, które chwilę później wróciły na swoje poprzednie miejsce, telefon.
Kiedy chciałam zapytać się jak ma na imię, znów odezwał się ten głos „Jane, może już lepiej nic nie mów…”. Ha ha ha, bardzo zabawne, wiesz?
- Harry. – coś wyrwało mnie z moich myśli.
- Co? – zapytałam odwracając głowę w stronę Loczka. „Już dałaś mu ksywę, a nawet się nie znacie.”
Chłopak prychnął pod nosem, na chwilę odrywając się od przeglądania telefonu i spojrzał na mnie. Przez moje ciało przeszedł niespodziewany dreszcz. „Wow! Co to było?”
- Mam na imię Harry. – znów mogłam podziwiać ten jego uśmiech. „Czemu ty się nim tak zachwycasz, dziewczyno?!” No nie wiem. Może dlatego, że naprawdę cudownie się uśmiecha. Do tego jeszcze te dołeczki. Jak wisienka na torcie. Takim czekoladowy.
- Ja jestem Jane. Miło mi. – moje usta wygięły się w podkówkę.
Nawet nie zauważyłam jego wyciągniętej w moją stronę dłoni, więc szybko chwyciłam ją i lekko uścisnęłam.
- Więc, Jane, dokąd jedziesz? – zapytał śmiało, puszczając moją rękę.
Miałam odpowiedzieć jaki jest cel mojej podróżny, ale w ostatniej chwili mój zdrowy rozsądek podpowiedział mi, że prawie wcale go nie znam.
- Przed siebie.
Sądząc po minie chłopaka, nie brzmiałam zbyt przekonująco. Jakoś próbowałam zakamuflować to uśmiechem, który bardziej przypominał grymas.


- A więc chyba czas się pożegnać. – zaczął Harry stając naprzeciw mnie na jednym z Londyńskich peronów.
Przez całą podróż z Manchesteru trochę się zapoznaliśmy się, ale wiedziałam, że nie moglibyśmy wejść w bliższe relacje, gdyż on pewnie jedzie do rodziny, przyjaciół, a ja do…
- Tak, chyba trzeba się pożegnać. – ustawiłam swoją walizką obok nogi, mocno trzymając jej rączkę. Trochę jakbym bała się jej puścić.
- Może dałabyś mi swój numer? – spuścił głowę, gdyż na jego twarz pełzł rumieniec.
Od razu się zgodziłam i już po chwili dyktowałam mu ciąg cyfr, który miał zaszczyt nazywać się moim numerem. Chłopak zanotował go w telefonie i znów poczułam na sobie jego spojrzenie.
- Do zobaczenia.
- Do zobaczenia. – powiedzieliśmy na raz, co wywołało u nas śmiech.
Jeszcze przytuliliśmy się na pożegnanie i każde udało się w swoją stronę. Przystanęłam przy wyjściu, ponieważ mój telefon rozdzwonił się na cały hol. Spojrzałam wyświetlacz, gdzie widniało jego imię…