czwartek, 23 maja 2013

07


Siedziałem na wygodnym, skórzanym fotelu w jednym z pokoi hotelowych. W mojej prawej dłoni spoczywała szklanka jakiegoś gorzkiego whiskey. Wtedy w moje myśli wpłynęła ona. Jane. Kątem oka spojrzałem na niebieski materiał leżący tuż przede mną. Od razu skojarzył mi się z jej oczami. Kiedyś były bardziej uśmiechnięte, wesołe, żywe. Teraz są inne. A może po prostu mi się wydaje…
-Ja już pójdę – powiedziała niewysoka blondynka, ucałowała mnie w policzek i wyszła.
Nawet nie zareagowałem. Bo po co? W głowie wciąż miałem obrazy szatynki z pięknymi błękitnymi oczyma i cudownym uśmiechem. To była Jane. Była piękna. Nie. Wróć. Ona jest piękna. Jest moja i tylko moja.
- Niech lepiej ten chuj Styles trzyma się od niej z daleka – warknąłem sam do siebie i wziąłem małego łyka alkoholu, który już po chwili pływał w mojej krwi.
Wstałem i podszedłem do okna. Podziwiałem widok pięknego Londynu. Ale w mojej głowie wytworzył się o wiele piękniejszy obraz. Brązowowłosa dziewczyna z pięknym uśmiechem. Kobieta idealna. Ma w sobie wszystko, czego szukam w kobiecie. Jest niesamowita, mądra, wszechstronna, a przede wszystkim moja.
- Zabiję tego gnojka, jeśli położy na niej swoje łapy.



Weszliśmy do  miło urządzonego pomieszczenia. „Starbucks Coffie” przeczytałam napis nad ladą, za którą stały dwie kelnerki. Rozglądając się po lokalu szukałam jakiegoś wolnego stolika, gdyż dziś był wyjątkowy ruch.0
- Może tam? – cichy szept owiał moje ucho, a na karku pojawił się dreszcz. „Miły…”
Spojrzałam w kierunku wskazanym przez Harry’ego i kiwnęłam głową, gdy spostrzegłam wolny stolik pod oknem. Pokiwałam na zgodę i już zmierzaliśmy do miejsca.
- Dziękuje – uśmiechnęłam się, gdy Harry, jak na dżentelmena przystało, odsunął mi krzesełko, bym mogła usiąść. „Dobrze wychowany”
- Na co ma pani ochotę? – zapytał wpychając mi w ręce menu, które chwilę temu przyniosła jedna z kelnerek.
- Hmm… - udawałam zamyśloną przeskakując wzrokiem po nazwach przeróżnych napojów. „O, to może być dobre” – Caffiè Mocha… brzmi całkiem ciekawie. A ty co bierzesz?
- Ja też skuszę się na Caffiè Mocha.
Po złożeniu zamówienia, znów pochłonęła nas rozmowa, tak jak przez ostatnią godzinę. „Ale z niego gagatek”
- Mogę cię o coś zapytać? – zaczął Harry nieśmiało posyłając mi uśmiech. Na jego twarz wpełzł wredny rumieniec, który był tak słodki, że nie sposób się nie uśmiechnąć.
- Czemu nie… - odpowiedziałam – pytaj.
- Ty i Chris… Jak długo jesteście razem? – „Eee…” zdziwiło mnie jego pytanie, ale nie chciałam tego pokazywać. Jak to mówią: „Wolałam zachować kamienną twarz.”
- Półtora roku. Poznaliśmy się na urodzinach u wspólnego znajomego i tak jakoś… zaczęliśmy się spotykać – mówienie o Chrisie nie przychodziło mi łatwo. „Nie dziwię się” dodał głos mojej podświadomości. – A ty masz kogoś?
Harry nie zdążył mi odpowiedzieć, gdyż przerwała mu dziewczyna niosąca nasze napoje. Podziękowaliśmy i wróciliśmy do tematu.
- Nie. Obecnie jestem singlem – zaśmiał się, a ja razem z nim. „Wszystko fajnie, pięknie, ale skąd we mnie uczucie ulgi?” – To znaczy, prawie jestem singlem.
- Prawie, singlem? To znaczy? – zaintrygowała mnie jego odpowiedź.
Harry pochylił się delikatnie nad stolikiem przybliżając twarz do mojej, a przez jego bliskość, moje ciało przeszył niespodziewany, ale bardzo przyjemny dreszcz.
- Jestem w potajemnym związku z.. – przerwał tylko po to, by jeszcze bardziej zbliżyć się do mojego ucha - … batonami Twix, ale ciii… nikomu nie mów.
Moja klatka piersiowa zawibrowała, a z moich ust wydobył się śmiech.
- Dobrze kochasiu, nie zdradzę cię i.. twojej miłości – próbowałam się nie śmiać, ale przypominając sobie obiekt jego pożądań nie sposób było się powstrzymać i znów parsknęłam śmiechem, tak, że pół Starbucks spojrzało w naszym kierunku. Moje policzki, jak na zawołanie, przybrały kolor dorodnego pomidora.
- Ślicznie się rumienisz, wiesz? – Harry posłał mi czarujący uśmiech, a mnie coś ścisnęło w brzuchu.
Tym stwierdzeniem jeszcze bardziej powiększył obszar zaczerwienienia na mojej twarzy i teraz pewnie wyglądałam jak czerwona piłka.
- Daj spokój – szepnęłam zawstydzona i spuściłam głowę, by powoli odzyskać swoje stałe kolory.
- Ale ja mówię prawdę. Nie wiele dziewcząt rumieni się w tak uroczy sposób jak ty.
- Hej! Ty podrywaczu! Uważaj, bo poskarżę się Twix’om, że je zdradzasz.
Mina loczka zmieniła się. Z pewnego siebie uśmiechu, z jego ust ułożył się grymas, ale chwilę później uniósł kąciki do góry.
- Wiesz, Twix’y są dwa w jednym opakowaniu. Myślisz, że co one tam robią? – jednoznacznie poruszył brwiami.
- Eee… rozmawiają? – mój głos nie ukrywał rozbawiania naszą, jakże mądrą konwersacją.
Chłopak zaśmiał się dźwięcznie i spojrzał na mnie wciąż cicho chichocząc.
- A więc tak to się teraz nazywa… - uśmiechnął się do mnie tajemniczo, ale wiedziałam, że robił sobie żarty, gdy po niespełna kilku sekundach zachichotał.
- Wiesz, my też rozmawiamy… - dodałam, po czym spojrzałam na Harry’ego.
Widać było radosny błysk w jego oku, gdy popatrzył na mnie. Roztapiałam się pod wpływem tej zieleni. To niesamowite uczucie.
- Ale nasza rozmowa ma nieco inne zasady.
- Rozumiem.
Odpowiedziałam i podniosłam do ust swój napój i wzięłam łyka. Widziałam tą nutkę zafascynowania na jego twarzy, gdy, wcale nie specjalnie, oblizałam ponętnie usta z białej piany, po czym odstawiłam szklankę na stolik.
Harry chyba chciał się zemścić za moją małą torturę i powtórzył moje ruchy, tyle, że w jego wykonaniu było to o wiele seksowniejsze. „Jane, o czym ty myślisz…” skarciłam się.
- To może… - zaczął loczek błądząc wzrokiem po mojej twarzy. - …byśmy poszli do…
Nie dokończył, gdyż jego telefon zadzwonił. Przeprosił i odebrał.
- Halo… Tak… W Starbrucks’ie… Muszę?... Dobra – ostatnie słowa wypowiedział z wielkim grymasem na twarzy.
- Przepraszam cię Jane, ale muszę iść. Praca wzywa! – uśmiechnął się i wstał od stolika.
- Nic się nie stało, obowiązki są ważne.
Harry wstał, pożegnał się ze mną całusem w policzek i wyszedł, a ja znów zostałam sama. Dopiłam swój napój i wyszłam.
Jakoś tak bez Harry’ego jest dziwnie. Tak inaczej. I to wcale nie jest fajne uczucie. Wręcz przeciwnie, jest okropne. Tak jakbym była układanką, a Harry byłby ostatnim puzlem. Bez niego jestem nie kompletna. „Zakochaaaaałaś się!” zabrzmiał śpiew Amorków w mojej głowie, ale szybko ich przepędziłam. Wcale nie jestem zakochana. Nie i koniec! „Sama się nie chcesz do tego przyznać…” No fajnie, teraz zamiast rozmawiać z Loczkiem, prowadzę zawziętą konwersację z moim drugim i trochę dziwnym „ja”.
Powoli kroczyłam uliczkami Londynu, zmierzając prosto do domu, o tej porze pustego. Chris był w pracy, wróci dopiero wieczorem. Może to i lepiej, że pracuje całe dnie.
Nawet się nie zorientowałam, kiedy wpadłam na kogoś i upadłam na ziemię, a ów nieznajomy też spadł na tyłek.
Spojrzałam na tą osobę, którą okazał się być nieprzeciętnej urody chłopak… „Anioł?”

____________________________________________________________
Wróciłam! Trochę mnie tu nie było.. ale wróciłam. Przepraszam, że rozdział taki krótki, ale na dzień dzisiejszy jestem w stanie napisać tylko tyle :) x

Na kogo wpadła Jane?
Kto dzwonił do Harry'ego?
Czy Chris się zmieni pod wpływem zazdrości?


sobota, 20 kwietnia 2013

Przepraszam

Chciałabym Was bardzo, bardzo przeprosić za to, że ostatnio bardzo rzadko pojawiają się rozdziały. Po prostu nie mam możliwości i jest kilka powodów zaniedbania tego bloga:

1. Mój laptop padł ofiarą jakiegoś wstrętnego wirusa i wciąż jest w naprawie, a nie mam innego dostępnego urządzenia do korzystania.

2. Mam trochę problemów rodzinnych i nie mam zbyt wiele czasu na pisanie, ale obiecuję, że Wam to wynagrodzę.

3. Od kilku dni leżę w szpitalu, ale nie martwicie się, nic mi nie jest.  Wyjdę najprawdopodobniej dopiero za 2/3 tygodnie. Niestety, zdrowie mam tylko jedno :( 

Wiem, że częstym powodem zaniedbywania blogów przez autorki jest wena, a dokładniej jej brak. Ja nie muszę narzekać, gdyż nie brakuje mi chęci do pisania, ale możliwości. Naprawdę jest mi przykro i przepraszam Was z całego serca, ale będę musiała zawiesić bloga na te 2/3 tygodnie. Ale jeśli kiedykolwiek będę miała możliwość dodania rozdziału, będę to robiła. Wynagrodzę wam ten brak rozdziałów. 

Obiecuję i kocham Was! I jeszcze raz przepraszam!

środa, 10 kwietnia 2013

06


Jesienne słońce przedzierało się przez zasłony delikatnie łaskocząc mnie po twarzy. „Błagam, zabierzcie je stąd!” jęknęłam w myślach. Powili otworzyłam oczy, ale szybko je zamknęłam, gdyż rażąca ilość światła uderzyła w moje tęczówki. Ponowiłam próbę i już mogłam normalnie patrzeć na świat. Moja dłoń powoli pogładziła miejsce obok. „Znów sama…”
Wczoraj wieczorem znów zasypiałam sama. Chris jest bardzo szanowanym i znanym prawnikiem. Miał to, czego zawsze wszystkim zazdrościł – władzę i pieniądze. „Praca pochłaniała go do reszty.” No, przynajmniej mam nadzieję, że to praca go tak pochłania, a nie ktoś inny.
Wcześniej, przed kilkoma miesiącami Chris bardziej się starał, a właściwie to wtedy w ogóle się starał. Teraz przychodził do domu zmęczony i najczęściej zamykał się w swoim gabinecie pracując do późna, a ja stałam się tylko ładną ozdobą zabieraną na przyjęcia. „I workiem treningowym” dodałam.
Postawiłam stopy na zimnej posadzce, przetarłam oczy i ruszyłam do łazienki. Usiadłam na skraju dużej wanny i odkręciłam kurek. Po chwili już zanurzałam się w ciepłej, kojącej wodzie. „Jak przyjemnie…”
Nie mogę uwierzyć jak zmieniło się moje życie. „Jak Christopher się zmienił…” Zawsze był typem zazdrośnika. Chciał mnie mieć tylko dla siebie, robił mi awanturę o każdego mężczyznę, z którym zamieniłam słówko. Najchętniej zamknąłby mnie w złotej klatce i nigdzie nie wypuszczał. „Aż doszło do tego, że mnie uderzył…” Mój koszmar trwa już jeden długi rok, od pamiętnego wesela u znajomych mojego chłopaka, na którym tańczyłam z bardzo przystojnym mężczyzną, co doprowadziło Chrisa do istnej furii. Ten dzień pamiętam doskonale.
Słoneczny, ciepły, jak na jesień dzień. „Idealny na ślub i wesele.” Podczas wolnej piosenki zostałam poproszona do tańca przez samego Pana Młodego, więc nie wypadało odmówić. Nie całe półgodziny później po nieszczęsnym w skutkach tańcu, mój cholernie zazdrosny chłopak oznajmił, że nie czuje się najlepiej i wracamy do domu. A tam pierwszy raz dowiedziałam się co to znaczy „przemoc domowa”. Zaczęło się od głupich podtekstów, na które nie pozostałam dłużna. „Mój nieokiełznany charakterek mi na to nie pozwolił.” Może gdybym wtedy się zamknęła i nie odpowiadała, nie podsycała tego ogniska, nie uderzyłby…
Owy nieszczęsny taniec przypłaciłam podbitym okiem i stłuczonym żebrem. 3 minuty wirowania z obcym mężczyzną zdecydowanie nie były tego warte. Ale z każdym kolejnym tygodniem robiło się coraz gorzej. Bił mnie coraz częściej, za coraz to mniejsze „przewinienia”. Przez cały czas wmawiałam sobie, że to minie, że jeszcze będzie tak jak kiedyś, że jeszcze będziemy razem szczęśliwi. Ale jak to mówią: „Nadzieja matką głupich”.
Bardzo powoli wycierałam obolałe ciało. „Ale sińce!” Owinięta samym ręcznikiem po cichu pomaszerowałam do sypialni, tak jakbym nie chciała, by Chris mnie usłyszał. Choć wcale go tu nie ma. „Boję się, że jednak jest…” Mój wzrok przykuł kalendarz wiszący na pobliskiej ścianie.
- To dziś… – westchnęłam.
To dziś mija rok od pierwszego uderzenia. Choć nawet ich nie wypowiedziałam, na te słowa niemiły dreszcz przeszedł po moim ciele, a na rękach pojawiła się gęsia skórka. „Zimno.”
Szybko ubrałam jakieś legginsy i sweter, jednocześnie ostrożnie, by nie sprawić sobie choćby najmniejszego bólu. „Ałć! Tak się chyba nie da” zawyłam. Jak już uporałam się z włożeniem czegoś na siebie mój żołądek dał o sobie znak. Wydał przeciągły dźwięk, a ja odruchowo się zaśmiałam.
- Kogo już z samego rana licho niesie – marudziłam, gdy ktoś łaskawie zadzwonił do drzwi.
Tuż koło nich jeszcze kątem oka spojrzałam na lustro. Nie dało się nie zauważyć rozciętego i sinego policzka. „Kurwa, jak ja wyglądam?!”
- Harry? – moje zdziwienie objawiło się wysokim, aż piskliwym tonem głosu – A co ty tu robisz? Tak wcześnie?
- Jakie wcześniej – wepchał się do środka, lekko popychając mnie w drzwiach – Jest już 10. Najwyższa pora wstać, śpiąca królewno.
Ta jego poranna radość mogłaby największego lenia raz dwa z łóżka spędzić.
- A tak na marginesie, co ci się stało? – zapytał wskazując na moją twarz. „Myśl, Jane…”
- To – dotknęłam swojego policzka palcem – Wczoraj. Uderzyłam się o szafkę w kuchni. Zapomniałam jej zamknąć i bam – siniak gotowy.
- W  kilku słowach ujmując przegrałaś pojedynek z meblem. 1:0 dla szafki.
Zaśmialiśmy się udając się do kuchni. Usiadłam przy wyspie, a Harry naprzeciw mnie.
- Co cię sprowadza w moje skromne progi o tak wczesnej, jak dla mnie, porze jaką jest godzina 10 rano? – zapytałam patrząc na przyglądającego się mi Hazzie.
- Chciałem spędzić ten dzień z moją nową sąsiadką – powiedział.
- No – mówił dalej – to teraz pokaż mi, która cię tak urządziła.
Zaśmiałam się, po czym wskazałam mu jedną z szafek. Harry stanął przed nią i zaczął wykonywać ruchy jak na ringu. „Mój bokser…”
- Podskakujesz?! Bij się z równym sobie, a nie kobiet się czepiasz! Jak ci skopię zawiasy to już nie będziesz taka cwana!
Jeszcze chwila i normalnie tarzałabym się na podłodze ze śmiechu. Widok chłopaka wywijającego pięściami do mebla był naprawdę powalający. Już nawet nie pamiętam, kiedy się tak uśmiałam.


Widok rozbawionej Jane był jednym z najpiękniejszych obrazów jakie dane mi było zobaczyć w moim życiu. A na dodatek to ja byłem powodem jej radości. Ale niepokoi mnie jeden fakt. Skąd ten siniak na jej twarzy. „Szafka…” To z pewnością nie był wynik stłuczki z drzwiczkami. Może nie jestem znawcą medycyny, ale wydaję mi się, że bliskie spotkanie z takimi rzeczami pozostawia nieco inne ślady. A akurat jej obrażenia bardziej przypominają jak po uderzeniu ręką. „Interesujące…”
- No – rozłożyłem ręce w geście zwycięstwa – i to powinno załatwić sprawę raz na zawsze. Już nigdy więcej cię nie dotknie. Już w tym moja głowa.
Usiadłem naprzeciw dziewczyny, która jeszcze trochę, a pękłaby ze śmiechu. Dzięki mnie. „Czy ty chcesz ją zabić?” odezwał się wrednie głos mojej podświadomości. „Nie pozwoliłbym na to, nigdy!” Wtem w pomieszczeniu rozbrzmiał dziwny dźwięk, który mógł oznaczać tylko jedno…
- Głodna? – zaśmiałem się widząc rumieniec wpływający na policzki Jane. – Zaraz ci coś zrobię do jedzenia.
- Nie… – zaprotestowała zatrzymując mnie, ale nie było dane jej dokończyć, bo jej brzuch znów zaburczał tak głośno, że pewnie cała okolica go słyszała.
- Coś mówiłaś? – zaśmiałem się, gdy Jane przybrała kolory dorodnego pomidora. – Musisz coś zjeść. Jesteś tak chuda, że spokojnie mógłbym się jedną ręką unieść i podrzucać.
- Może od razu będziesz mną żonglował – spojrzała na mnie z uśmiechem – Jeśli potrafisz oczywiście. „Czy to jest wyzwanie?”
- Czy ty śmiesz wątpić w moje możliwości? – patrzyłem podejrzliwie na dziewczynę, żartobliwie śmiejąc się pod nosem.
- Ależ skąd. Nigdy bym nie mogła zaprzeczyć twoich umiejętności, ale po prostu jeszcze nie poznałam cię na tyle dobrze, by wiedzieć co potrafisz – mówiła podchodząc do mnie co raz to bliżej. „Lepiej tego nie rób, Jane…”
- Może mam ci zademonstrować? – stałem tak blisko niej, że w pewnej chwili do głowy przyszły mi myśli, by się na nią rzucić, ale na szczęście się powstrzymałem, gdy zdrowy rozsądek mi podpowiedział, że ona ma chłopaka. „Od kiedy ty słuchasz rozsądku?”
- Mógłbyś.
„A więc to jest wyzwanie…” Już w głowie wytworzył mi się obraz zapatrzonej na mnie Jane, kiedy ja będę pokazywał swoje zdolności cyrkowe. „Nawet mógłbym być jej osobistym klaunem.”
- Usiądź – dziewczyna posłusznie wykonała moje polecenie – a teraz patrz i podziwiaj.
Rozglądając się po kuchni za czymś przydatnym do mojego „pokazu”. Gdy już znalazłem, moje dłonie żonglowały cytrynami, a ja z uśmiechem i dumą patrzyłem na podekscytowaną twarz brunetki. „Ałć, to musiało boleć!” zawyłem w myślach, gdy moje oczy skierowały się na jej fioletowy policzek. Wciąż utrzymałem uśmiech, ale w środku chciałem krzyczeć na tą cholerną szafkę… lub coś innego.
- Tadam! – Jane klaskała, gdy ja kłaniałem się mojej „publiczności” po wykonaniu mojego numeru.
- Wow! Jesteś świetny. Musisz mnie kiedyś nauczyć – śmiała się, i to tak pięknie, że moje serce, aż fikało koziołki. „Czy to możliwe, żebym zakochał tak szybko?” Widocznie tak.


- Dziękuje. Było pyszne – odstawiłam od siebie talerz, na którym jeszcze chwilę wcześniej były naleśniki z owocami. – Niesamowicie śpiewasz, akrobata z ciebie normalnie pierwsza klasa, a kucharz to chyba najlepszy na świecie.
Harry zaśmiał się, a w środku mnie rozlało się przyjemne ciepło. „Dziwne, ale całkiem fajne uczucie…”
- To bardzo się cieszę, że ci smakowało – zabrał mój talerzyk i odłożył go do zlewu - Nie ma Chris’a?
Wraz z wypowiedzeniem imienia mojego chłopaka w mojej głowie pojawiła się wczorajsza scena w sypialni. „Jednak się nie zmienił…” posumowałam. Całe moje ciało drżało na samą myśl o nim. Uśmiech znikał z twarzy, a zastępował go strach. Oczy błyszczały, wszystkie mięsnie były gotowe do niespodziewanego biegu, ucieczki.
- Nie… nie ma. Jest w pracy – szepnęłam cicho. „Dlaczego mój głos brzmi tak nienaturalnie?” zastanawiałam się.
Może dlatego, że czasem strach bierze nade mną górę. Nie jestem w stanie opanować nagromadzonych emocji i po prostu próbuję uciec. „Nie zawsze ci to wychodzi…” poprawiła mnie podświadomość, czyli ta druga „ja”.
- Może wybralibyśmy się na spacer? Pokazałabyś mi okolicę. Porozmawiamy, pójdziemy na kawę i ciastko. No, nie daj się prosić – Harry robił maślane oczka, a ja pod wpływem tej miny nie byłam w stanie mu odmówić. „Słodkie…”
- Dobrze, tylko muszę się przebrać. Zaraz wracam – rzuciłam na odchodne i już kierowałam się do sypialni.

czwartek, 28 marca 2013

05


Odłożyłam ostatni świeżo umyty talerz do zmywarki. Wytarłam mokre ręce w mięciutką, błękitną ścierkę. Uśmiechnęłam się do siebie, gdy usłyszałam zaciętą rozmowę Harry’ ego i Chrisa, dobiegającą z jadalni. Rozmawiali o piłce nożnej, kluba sportowych. „Harry…” w mojej głowie, jak na zawołanie pojawił się obraz chłopaka, sprzed zaledwie kilkunastu minut. Wtedy, gdy dosłownie milimetry dzieliły nas od pocałunku. „A co by było, gdyby Chris wszedł te parę sekund później?” Pewnie nie byłoby już tak przyjemnie, jak do tej pory. Ale muszę przyznać, że wieczór mijał nam w bardzo dobrej atmosferze.
- Jane, chodź do nas! – pomiędzy myślami wychwyciłam głos wołający moje imię.
Ruszyłam w stronę jego właściciela. Wychodząc z kuchni jeszcze raz przejrzałam się w szklanych szybach stojącej w kącie komody. „Ujdzie…” oceniłam swój wygląd niezwykle optymistycznie. Nigdy nie miałam zbyt wysokiej samooceny.
- Chodź, kochanie. Usiądź z nami – Christopher wskazał mi miejsce, na którym wcześniej siedziałam.
Mój wzrok znów powędrował w stronę bruneta, a gdy tylko zobaczył, że mu się przypatruję na jego twarz wpełzł uroczy rumieniec i spuścił głowę, bym nie go nie dostrzegła. „Tylko ty nie próbuj się czerwienić, Jane!”
- Może chcesz wina? – Chris podniósł do ust swoją lampkę i wziął niedużego łyka, po czym podał ją mi.
Pokręciłam przecząco wodą i chwyciłam w dłonie swój sok pomarańczowy, który stał na stole.
- Wiesz, że Harry śpiewa? – odstawił wino i uśmiechnął się w stronę wspomnianego chłopaka.
Ja również bez większych oporów spojrzałam na niego. „Dlaczego ja przez cały czas się na niego patrzę?” Może dlatego, że ma przepiękne oczy. Ciepła zieleń, jak polana wiosną. „Takie niezwykłe.”
- Tak? To świetnie – szepnęłam nie kryjąc swojego entuzjazmu. – Może coś zaśpiewasz?
Harry lekko się zmieszał. Pewnie myślał co. „Może jakąś balladę?” Ma piękny, ochrypnięty głos nawet jak po prostu mówi.

Isn't she lovely,
Isn't she wonderful,
Is't she precious,
Less than one minute old

Gdy pierwsze słowa piosenki wydobyły się z jego ust, przez moje ciało przeszedł nieoczekiwany dreszcz, pozostawiając po sobie gęsią skórkę. Uwielbian Stevie Wonder'a  Zaczarowana wpatrywałam się w niego jak w najpiękniejszy obrazek na ziemi. Jego głos był idealny. Barwa śpiewy zafascynowała mnie. Taka delikatna, a zarazem męską i czarująca.

I never thought trough love we'd be,
Making one as lovely as she
But isn't she lovely made from love.

Miałam wrażenie, że śpiewał dla mnie. Jakbym tylko ja się liczyła. „Może tak właśnie jest?” Patrząc się prosto w moje oczy z takim niezwykłym ciepłem, zaufaniem… miłością. Nawet jak zakończył swój śpiew w głowie wciąż echem odbijał się jego melodyjny głos. „Taki, że… Wow!”
- Jej, jesteś naprawdę świetny! – posumowałam, gdy odzyskałam mowę.
- Dziękuje.
Jeszcze nigdy nie widziałam, żeby jakikolwiek chłopak rumienił się w tak słodki i niewinny sposób. Wyglądał tak nieznośnie uroczo, że nie mogłam się nie uśmiechnąć na ten widok, od którego nie udawało mi się oderwać wzroku. „Lub po prostu nie chciałam” sprostowałam.
- Od jak dawna śpiewasz? – zapytałam biorąc łyk soku.
- Od dwóch lat jestem w zespole, One Direction, ale wcześniej należałem do jeszcze jednej kapeli – „One Direction… coś obiło mi się o uszy.” – Koncertuję z czwórką wspaniałych ludzi, którzy są moimi najlepszymi przyjaciółmi. Naprawdę są niesamowici.
To, z jaką dumą mówił te słowa wyczuć można było na kilometr. Widać, że szczerze kocha śpiewanie. „I jest w tym świetny!”
- To wspaniale – uśmiechnęłam się w stronę Stylesa najpiękniej jak potrafiłam. – Muszę, po prostu muszę kiedyś wybrać się na wasz koncert.
- Zapraszamy. Poznałbym cię z resztą zespołu. Z pewnością byś ich polubiła.
Myślałam, że zejdę na zawał, gdy Harry podniósł swoją lampę z winem i upił trochę, na koniec oblizując usta. „Wdech, wydech…” instruowałam się. Jak można w tak intrygujący sposób robić tak zwykłe rzeczy? Co on ma takiego w sobie, że białej gorączki przy nim dostaję?
- Z wielką chęcią bym wpadła – zaśmiałam się nie odrywając wzroku od jego warg.
Dreszcz przeszył moje ciało na myśl, że nie tak dawno znajdowały się milimetry od moich. „God, why?!” zawyłam przypominając sobie moment wtargnięcia Chrisa.
- Z wielką chęcią byśmy przyszli – poprawił mnie mężczyzna siedzący obok mnie, przypominając nam o swojej obecności.
Czy mi się wydaje, czy tym zdaniem atmosfera stała się nieco napięta. „Nie wydaje ci się” odpowiedziałam sama sobie. Odwróciłam twarz w stronę mojego chłopaka. Widziałam ten dziwny chłód i zirytowanie bijące z jego oczu. „Coś jest nie tak…” Zapewne jakby miał ogień w oczach wszystko już dawno by płonęło. Harry najbardziej.
- Wiecie, ja już będę leciał – chłopak ziewnął sztucznie spoglądając na zegarek. – Dziękuje za miły wieczór.
„Miły do tego momentu…”  
- Może cię odprowadzę – chętnie wstałam z miejsca, gotowa pognać na złamanie karku w stronę drzwi, by tam jak najbardziej się da przedłużać pożegnanie z brunetem.
Chłopaki pożegnali się, choć można było wyczuć w powietrzu nutkę niechęci ze strony z Chrisa, ale jakoś próbowałam się tym nie przejmować. Teraz liczyło się zupełnie co innego. „Raczej, kto inny…”
- Naprawdę ci dziękuje, za wspólnie spędzony czas – Harry zaczął, gdy stanęliśmy już przy drzwiach frontowych.
Nastała chwila ciszy. Nie chciałam jej przerywać. Z nim nawet cisza jest przyjemna. Nie przytłaczająca. Widocznie on również nie chciał jej zagłuszać. Zamiast mówić, Harry przysunął się do mnie. Znajdowaliśmy się w takiej samej pozycji, jak wcześniej. Tyle że teraz chłopak obejmował mnie w talii. W miejscu, gdzie jego dłonie stykały się z moim ciałem, mimo, że przez materiały ubrań, to mogłam wyraźnie poczuć istny żar. „Niesamowite…”
- Dobranoc, Jane – z tą swoją chrypką w głosie wyszeptał mi wprost do ucha. „Gdyby wiedział co działo się w moim wnętrzu…”
- Dobranoc, Harry – powiedziałam, gdy chłopak zniknął za dębowymi drzwiami.
- Jane! – Chris krzyknął moje imię, a ja od razu wiedziałam co się święci.
Powoli udałam się w stronę salonu. Serce lekko drgnęło mi ze strachu, który mnożył się z każdym krokiem przybliżającym mnie do mojego chłopaka.
- Tak? – spuściłam głowę stając w progu pomieszczenia. Nie miałam odwagi wejść dalej. Bałam się. Po prostu się bałam.
Chris wstając od stołu, chwycił do połowy pustą butelkę wina. Chwiejnym krokiem podchodził do mnie. „Boże, co on…” nawet ten drugi głos niemiłosiernie drżał. Wielka gula stanęła mi w gardle. Nie byłam w stanie wypowiedzieć ani słowa. Krew buzowała mi w żyłach. Mogłam ją normalnie usłyszeć. Czułam pulsowanie w głowie, i nagle zrobiło się tak jakoś duszno, gorąco. Mózg w jednej chwili był wyczyszczony ze wszelkich myśli. Liczyło się tylko tu i teraz.
- Posprzątaj i do sypialni – rozkazał dając mi pustą butelkę, którą przez „drogę” zdążył opróżnić.
Śmierdziało od niego alkoholem na kilometr. Nienawidziłam zapachu, a co dopiero smaku jakiegokolwiek trunku. Patrząc na butelkę westchnęłam głęboko by opanować swoje przerażenie, ale to nie pomogło. „Chyba nic teraz nie jest w stanie mnie uspokoić…”
Tak jak kazał posprzątałam to, co zostało na stole i już kroczyłam w stronę sypialni, gdzie czekał na mnie Chris. Od razu, gdy pojawił się w moich myślach zatrzymałam się  w pół kroku, tuż przez pokojem. Patrząc na drzwi cała trzęsłam się, wprawiając w drgania nawet pobliskie kwiaty. „Tylko spokojnie…”
Wchodząc do pomieszczenia pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to postać stojąca tyłem do mnie. Przyglądała się widokom za oknem, choć był już dosyć późny wieczór. Jedyne co było widać to światło z okna domu obok. „Harry…”
Dopiero, gdy zamknęłam za sobą drzwi Chris odwrócił się w moją stronę. Przeraziłam się jeszcze bardziej widząc jego wściekły wzrok. Mój pul zdecydowanie za bardzo przyspieszył, bo serce okropnie szybko biło, pompując krew. Drżącymi dłońmi bawiłam się skrawkiem mojej sukienki. Mierzwiłam materiał przyglądając się mu i jednocześnie swoim stopom, aż do czasu, kiedy jego czarne buty nie znalazły się w moim polu widzenia. Jakbym była sparaliżowana nie mogłam się ruszyć. Chciałam podnieść głowę, ale i ona mnie nie słuchała. „Spokojnie…” dodawała sobie otuchy.
W końcu mi się udało. Przełamałam się i uniosłam oczy ku górze. Nawet nie zdążyłam spojrzeć na niego, gdy poczułam mocne uderzenie i z hukiem upadłam na podłogę. „Zrobił to…” Z moich ust wydobył się cichy, przedłużony jęk bólu. Świat w mojej głowie wirował. Jakby tornado rozpętało się, a ja bym była w samym centrum tego cyklonu. Łzy upokorzenia i bólu lały się strumieniami. Pewnie cały makijaż miałam rozmazany na twarzy.
- Podobało ci się? Widziałem jak na niego patrzysz. – Wierzchnia strona jego dłoni z dużą siłą uderzyła o mój policzek. – Pewnie chętnie byś się do niego jeszcze poprzyklejała? Jesteś suką, zwykłą dziwką!
Jego krzyk wypełniał całą sypialnię, ale chyba po raz pierwszy od wieków nie uderzał we mnie. Jakby rozchodził się na boki, w żaden sposób nie dotykał mojego zmaltretowanego umysłu. I pomimo jeszcze kilku uderzeń, na ciele miałam wciąż ten delikatny dotyk. Ten, który mnie rozpalił, był czuły i delikatny. „Tak inny od tego…”

wtorek, 19 marca 2013

04


Jeszcze raz poprawiłem moją śnieżnobiałą koszulę wraz z szarym, rozpiętym płaszczem i wcisnąłem przycisk dzwonka. Słychać było, jak po całym domu rozlega się jego melodyjny dźwięk. Jeszcze chyba nigdy się tak bardzo nie denerwowałem. „A jak palnę jakąś głupotę?” Normalnie jakbym właśnie miał poznawać przyszłych teściów, a to przecież tylko spotkanie z nowymi znajomymi. Mokre ręce wytarłem o swoje ciemne jeansy. Próba uspokojenia oddechu i nierytmicznie bijącego serca niestety nie powiodła się. „Dam radę, przecież to tylko Jane.” I Chris oczywiście.
Po pary sekundach, które wydawały się być długie niczym godziny, usłyszałem zbliżające się ciężkie kroki. Wziąłem jeszcze kilka głębokich westchnięć. „Wdech, wydech, tylko nie zapomnij o oddychaniu.”
- Cześć, Harry – drzwi się otworzyły i wyłoniła się postać niedawno poznanego mężczyzny. – Wejdź.
- Cześć – powiedziałem nieco drżącym głosem, wchodząc do mieszkania.
Już u progu w moje nozdrza uderzyły jakieś przepiękne zapachy. Jak zgaduję dochodziły z kuchni. W powietrzu unosiła się również delikatna woń słodkich kobiecych perfum. „Playboy…” Zdjąłem z siebie zewnętrzne odzienie i odwiesiłem na wieszak.
- W tę stronę. – Chris dłonią wskazał kierunek, w którym obaj się udaliśmy.
Myślałem, że ten korytarz nie ma końca. „Albo ja się tak wlecze…” Na beżowych ścianach było mnóstwo różnych zdjęć. Na każdym była uśmiechnięta Jane z Chrisem. Jak się przytulali, całowali. W kilku słowach ujmując nie szczędzili sobie czułości. „I znów to dziwne uczucie” pomyślałem, gdy coś spowodowało niespotykane wcześniej uczucie w brzuchu. „Motylki?” Na pewno nie…
W końcu weszliśmy do przestrzennego salonu. „Całkiem przytulnie.” Pomieszczenie utrzymane było w barwach wściekłej czerwieni i ciemnego brązu. Gdzieniegdzie na ścianach była tapeta w odcieniach bieli i srebra. Krwisty dywan idealnie współgrał z kasztanowymi meblami i  stołem wraz z krzesłami. Czerwona zastawa dopełniała wszystko. Całe pomieszczenie było świetlone jedynie świecami stołowymi w tym samym kolorze co naczynia, ustawionymi na szarym świeczniku. „Miło.”
Zanim zdążyłem cokolwiek zrobić zza ściany, zgaduję, że z kuchni, wyłoniła się kolejna znajoma mi postać. „Piękna postać!” Na czarnej koronkowej sukience miała dodający jej uroku kolorowy kuchenny fartuszek. Ciemne włosy upięte w wysokiego kucyka delikatnie łaskotały ją po karku. Niesforne kosmyki wysunięte zza ucha przeszkadzały jej, więc poprawiała je dłonią. Wyglądała… aż brak słów. „Seksownie?”
- Witaj, Harry – dziewczyna podeszła do mnie i przytuliła na powitanie, a mi serce omal nie wyskoczyło z piersi.
- Cześć, Jane. Masz bardzo ładny fartuch.
Spojrzała na swój strój, po czym podniosła głowę i znów mogłem usłyszeć jej melodyjny śmiech. I te urocze rumiane policzki. „Mówią, że nie ma ideałów… a ja właśnie widzę jeden.”
- Oh, dziękuje – uśmiechnęła się – Proszę usiądź. Zaraz przyniosę kolację.
Posłała mi przyjazne spojrzenie i już po chwili zniknęła w kuchni.
- No, Harry… - zaczął Chris siadając na miejscu naprzeciwko mnie. – Czym się zajmujesz?
„Serio? Nie wie kim jestem?!” powiedział kpiąco głos w mojej głowie. Muszę przyznać mu rację. Jestem jedną z najbardziej rozpoznawalnych osób na świecie, a on się pyta, czym się zajmuję? To było nieco dziwne, ale z drugiej strony nie każdy musi mnie znać. „A może to i lepiej?”
- Ja jestem muzykiem – uśmiechnąłem się do niego. – Należę do zespołu, One Direction. Koncertuję razem z czwórką moich przyjaciół.
- O, naprawdę? Wybacz, ale nie słyszałem o was – mówił lejąc do lampek czerwone wino.
- Dzięki – szepnąłem, gdy podał mi jeden z kieliszków z alkoholem.
Od razu upiłem łyk, by się trochę rozluźnić. Wciąż czułem się niezręcznie. Zwłaszcza w obecności Chrisa. „Ciekawe dlaczego…”
- Nic nie szkodzi. Sporo ludzi nas nie rozpoznaje. Dużo brakuje nam do Rolling Stones.
Zaśmiał się i skosztował cieczy, ze swojej lampki.
- A ty? Czym się zajmujesz?
- Pracuję w pobliskiej kancelarii. Jestem prawnikiem, więc jeśli będziesz szukał jakiejkolwiek porady prawnej, służę pomocą.
Naszą krótką wymianę zdań przerwała Jane wchodząca do pomieszczenia. Poderwałem się szybko, by pomóc dziewczynie z ogromną tacą, którą niosła. „Przy niej Jane wydawała się być taka drobna.” Powoli ująłem naczynie i tak jak sądziłem, ważyło chyba z dobre pięć kilogramów. To jak ona je w ogóle podniosła?
- Dziękuje – cichutki szept wydobył się z jej czarujących ust, które z każdą kolejną chwilą kusiły mnie coraz bardziej.
Odstawiłem ją na stół i zająłem swoje miejsce. Dziewczyna odkryła pokrywę, a moim oczom ukazało się chyba z dziesięć porcji ogromnych tacos. „Dobrze, że nie ma z nami Nialla” zaśmiałem się w myślach.
- Mniam… - wymsknęło mi się, gdy poczułem zapach dania rozchodzący się po pomieszczeniu.
- Częstuj się – Chris wziął od razu potrójną porcję. – Smacznego.
Jane niepewnie usiadła obok swojego chłopaka i nałożyła sobie jedną porcję. Przez chwilę patrzyłem ze smakiem na potrawę, aż w końcu i jak wziąłem sobie taco, i zacząłem je smakować.


- Dziękuje… Już więcej nie zmieszczę – oparłem się o oparcie krzesła, głaszcząc się po brzuchu. – Naprawdę było przepyszne. Nigdy w życiu nie jadłem czegoś tak pysznego.
Kątem oka widziałem, jak policzki Jane przybrały kolor mocnego róży pod wpływem mojego komplementu. Podniosła wino do ust i skonsumowała. Nie wiem dlaczego, ale w jej wykonaniu było to takie… podniecające. „Boże, o czym ty myślisz, Styles!” Jej wargi zaczynają doprowadzać mnie do istnego szaleństwa. A ona jakby na złość jeszcze oblizywała je ze smakiem. „Nie kuś losu, Jane.”
- Ja również już nic w siebie nie włożę – westchnął Chris śmiejąc się pod nosem.
- Odezwał się ten co zjadł połowę tego, co było na tacy – teraz to ja śmiałem się z niego.
Podczas posiłku zdążyliśmy się trochę poznać. Są naprawdę miłymi ludźmi. „Janie…” Mogę się cieszyć, bo moimi sąsiadami się jest jakaś para staruszków. Będzie z kim imprezować.
Po jadalni rozszedł się dzwonek telefonu. „Olly Murs? A my nie? Serio?!”
- Przepraszam, muszę odebrać.
Chris spoglądając na wyświetlacz swojego telefonu odszedł do innego pokoju, by w spokoju porozmawiać z osobą dzwoniącą. Przez chwilę Jane wydawała się być lekko zawstydzona, ale w końcu przemówiła.
- To może ja posprzątam – poderwała się z miejsca.
- Pomogę ci.
Jeszcze nigdy tak ochoczo nie podejmowałem się obowiązków domowych, ale teraz to co innego. „Wiadomo dlaczego.” Gdy miałem chwycić jeden z pustych talerzy, Jane w tym samym momencie wyciągnęła drobną ręką w jego kierunki. Nasze dłonie się spotkały. „Coś niesamowitego…” Czułem jakby prąd przeskakiwał między nami w miejscu, gdzie nasza skóra delikatnie się stykała. Gwałtownie podniosłem głową w stronę tej pięknej twarzy. Tęczówki o kolorze jamajskiego błękitu przeszywały mnie na wskroś. „Jak gdyby zaglądała prosto w moją duszę, moje serce…” Zatonąłem w nich. Czułem jak pochłaniają mnie całego. Tonę. I nie chcę żadnej pomocy. Nie chcę, aby ktokolwiek mnie ratował przed odpłynięciem w głąb tego cudownego oceanu.
Łagodne muskania jej skóry powodowały dziwne dreszcze i ciarki na ciele. Kształtne, czerwone usta, aż prosiły się o pocałunek. Powoli przybliżałem się do jej twarzy, właśnie z tym zamiarem. „O boże…” Dzieliło nas zaledwie kilka centymetrów, gdy niespodziewanie do jadalni wparował Chris… „Kurwa!” zawyłem w myślach, gdy oboje szybko się od siebie odsunęliśmy.
- Przepraszam… Telefon z pracy – mężczyzna uśmiechnął się w moją stronę. – To na czym stanęliśmy?
Spojrzałem na Jane. Znów delikatny rumieniec zawitał na jej twarzy. „Urocze…”
- Zaniosę to.
Włożyła na tacę talerze i powolnym krokiem, ostrożnie udała się do kuchni. Z daleko podziwiałem z jaką gracją się poruszała. „Coś zdecydowanie jest ze mną nie tak…”
- Może byśmy tak…
Nie wiem co mówił. Moich myśli wciąż nie przestawała opuszczać dziewczyna. „Jego dziewczyna” przypomniała mi ta cholerna podświadomość. Dziewczyna, która w zaledwie dzień zawładnęła moim umysłem niczym najlepszy narkotyk na rynku. Na każde wspomnienie jej ciała, ust, oczu, cały dygotałem. „Miłość…” Nie miałem nad tym najmniejszego wpływu. „Miłość…” Zakochałem się…

sobota, 16 marca 2013

03


- Cześć kochanie. – Mężczyzna podszedł do zdenerwowanej Jane i przyciągnął ją do siebie.
Wtedy coś zakuło mnie w okolicy serca. „Ałć!” Ból nagromadzony po lewej stronie mojej klatki piersiowej rozchodził się na wszystkie części mojego ciała. Jakby ktoś przebijał je wielkim szpikulcem i jeszcze go to bawiło. „Ciekawe…”
- Dzień Dobry. Jestem Harry – uśmiechnąłem się do blondyna wyciągając w jego kierunku rękę.
Na chwilę wypuszczając dziewczynę z objęć, przywitał się ze mną i odwzajemnił mój gest wyginając wąskie usta w podkówkę. Posłał mi przyjazne spojrzenie. Wygląda na miłego i porządnego człowieka. „Nie oceniaj książki po okładce” odezwało się moje drugie ja. Może i ma rację, ale nie to w tej chwili jest najważniejsze.
- Christopher, ale możesz mówić do mnie Chris.
- Dobrze, Chris. Mieszkam po sąsiedzku, więc często będziemy się widywać. - „Chciałeś powiedzieć, będę często widywał Jane” poprawił mnie wredny głosik.
- Jak chcesz to wpadaj do nas pod wymówką „braku cukru”.
Obaj zaśmialiśmy się. Brunetka nie. Spoglądając na jej twarz można było wywnioskować, że jest dość skrępowana tą sytuacją. Choćby nawet próbowała się uśmiechnąć, wyglądałoby to raczej na grymas, niż szczerą radość. Choć muszę przyznać, że gdy się uśmiecha, to tak jakbym nagle znalazł się w niebie. Nic się wtedy nie liczy. „Tylko ona…” Boże, co ona ze mną robi? Za każdym razem, gdy patrzę na nią moje serce w niewytłumaczalny sposób bije szybciej. „Dużo szybciej.” Chwilami myślę, że po prostu mam atak serca, gdy moje oczy spotkają się z jej niesamowitymi tęczówkami. One mnie hipnotyzują. „Może ona jest jakąś czarownicą, która chce cię opętać?” Może, nie wiem, ale jeśli to właśnie jest jej celem, to udaje jej się. „Więc jesteś bardzo podatny na czary, Styles!”
- Harry? – głos Jane wyrwał mnie z moich marzeń. „O niej.”
- Tak? Przepraszam, zamyśliłem się.
Moje policzki zaczęły dziwnie piec. Mogłem przysiąc, że przybrały kolor różu w momencie, gdy piękność stojąca obok blondyna wypowiedziała moje imię z jak zauważyłem bardzo uwydatnionym akcentem. „Nawet Niall nie jest w stanie jej dorównać.”
- Chris pytał się, czy nie zechciałbyś do nas wpaść wieczorem – posłała mi wesołe spojrzenie, a w jej oczach dostrzegłem iskierkę nadziei. „Nie daj się prosić.”
- Oczywiście, że przyjdę – odwzajemniłem jej gest unosząc kąciki ust ku górze.
- Może być 19? – Chris wtrącił się nam w rozmowę. – Jeżeli nie masz innych planów.
Czy mam plany? „Hmmm…” Raczej nie, a jeśli mam zarezerwowany wieczór, będę musiał to odłożyć. Najnormalniej w świecie nie jest w stanie jej odmówić. „No nie wiem czy to jest normalne!” Nie ma to jak głos podświadomości, który przez cały czas ma coś do powiedzenia. Niekoniecznie mądrego. „Foch!”
- Mi pasuje. Będę punkt 19 – zaśmiałem się, a para mi zawtórowała. – Teraz niestety muszę was przeprosić, gdyż pójdę do domu. Muszę sprawdzić czy wszystko jest na swoim miejscu. Tak jak to zostawiłem.
- A więc do zobaczenia Harry – blondyn rzucił na odchodne i już po chwili zniknęli za drzwiami białego domu, który od dziś chyba będzie najczęściej odwiedzanym przeze mnie miejscem. „Może od razu się do nich przeprowadź.”




Z chwilą, gdy przekroczyliśmy próg mieszkania, a drzwi się za mną zamknęły, przepełnił mnie lekki strach. Mimo, iż już nie był tak wyraźny, powodował drgania mojego ciała. „Spokojnie…” Każda komórka mnie była gotowa na natychmiastową ucieczkę jak najdalej stąd. Wystarczył mi jeden wyraźny sygnał, zerwałabym się i wybiegła. „Tylko spokojnie” Tak, dodawanie samej sobie otuchy nie wychodziło mi najlepiej. „Wolałabyś żeby Harry to robił!”
Gdy odwieszałam swój płaszcz, poczułam czyjeś silne ręce oplatające moje biodra. Ciepły oddech spoczął na moim karku, by później złożyć delikatny pocałunek na odsłoniętym ramieniu. Moje ciało przeszył nieoczekiwany, ale za to bardzo przyjemny dreszcz. „Podoba ci się.” W tym momencie poczułam się jak dawniej. „Kochana…” Ale niestety to już nigdy nie wróci. „Nigdy nie mów nigdy.” Często się z tobą zgadzam Głosie W Mojej Głowie, ale tym razem nie masz racji. Ludzie nie zmieniają się ot tak, z dnia na dzień. „Po prostu w to uwierz.” Chciałabym, ale nie potrafię. Bardzo. Ale dawne uczucia już nie wrócą. One wygasły, tak jak moja nadzieja na szczęście.
- O czym tak zawzięcie myślisz kochanie? – znów poczułam jego wargi smakujące moją skórę.
Powoli odwróciłam się w jego stronę. Brązowe tęczówki patrzyły na mnie dokładnie tak, jak kiedyś. „Zmienił się…” Już mówiłam, że… „Tak, tak, wiem.”
- O niczym – uśmiechnęłam się blado, gdyż po kilkugodzinnej podróży tylko na tyle było mnie stać. „A przy Harrym zachowywałaś się inaczej!” Oh, zamkniesz się wreszcie?!
Chris z wolna przybliżył swoją twarz do mojej. Dzieliło nas zaledwie kilka milimetrów od zatracenia w pocałunku. „Zaufaj mu.” Nie chcę. „On już nigdy więcej cię nie skrzywdzi.” Nie mogę. „Zaufaj mu.”
Jak wygłodniałe zwierze wpiłam się w jego wargi. „Zaufałaś…” Czas jakby się zatrzymał. Byliśmy tylko my dwoje. Tylka ja, on i wir pocałunków, który pochłonął nas w zaledwie kilka sekund. Blondyn skorzystał z okazji, gdy szerzej otworzyłam usta, zapraszając mój język do wspólnego tańca. Chwilami walczyliśmy o dominację, a później znów nasze pocałunki stawały się bardziej subtelne, delikatne. Pełne miłości.
- Chris… – gwałtownie odsunęłam się od niego, gdy jego ręce powędrowały pod mój przyduży sweter. „Nie denerwuj się, na pewno nie chciał.”
- Przepraszam – spojrzał na mnie smutnymi oczami i jak to miał w zwyczaju, gdy się denerwował lub był zniecierpliwiony, przygryzł swoją dolną wargę. „Słodkie.”
Uśmiechnęłam się do niego najpiękniej jak umiałam, chwyciłam jego rękę i skierowałam się w stronę kuchni. Szłam przodem, więc miałam stuprocentową pewność, że Christopher właśnie przygląda się moim pośladkom. „Zawsze tak robił…” Uśmiechnęłam się do swoich myśli.
- Głodna jestem – powiedziałam, a jakby na potwierdzenie tych słów, mój brzuch wydał charakterystyczny dźwięk.
Westchnął przeciągle, po czym zaśmiał się z mojej wypowiedzi. Dłonią wskazał mi, abym usiadła, a sam zaczął przygotowywać jeden z moich ulubionych przysmaków. „Może rzeczywiście się zmienił.” To był mój Chris. Ten, w którym się zakochałam. A nie ten z przed zaledwie kilku dni. Coś musiało się stać. „Oh, ty zawsze musisz szukać drugiego dna…” Nie szukam, tylko wolę być ostrożna. Wiem jaki jest… „był!” Tak, jaki był. „Przecież mu ufasz.”
- Proszę… Gofry z bitą śmietaną i owocami dla pani – postawił przede mną talerz z owym deserem, po czym usiadł naprzeciw mnie na drugim końcu wyspy, która znajdowała się na środku kuchni.
- Dziękuje.
Muszę przyznać, że kto jak kto, ale Chris robił najlepsze gofry pod słońcem. Nikt nie mógł się z nim równać. Pamiętam jak śmialiśmy się porównując go do Gordona Ramsay ’a. Zawsze miał zadatki na kucharza.
Po skończonym posiłku podziękowałam i poszłam się odświeżyć, po drodze zgarniając moją torbę. Rozebrałam się szybko i weszłam pod prysznic. „Niebo” moje drugie ja westchnęło z ulgą po tak męczącym dniu. Jestem padnięta.
Miliony megabajtów myśli przepływało przez mój mózg. Miałam tysiące pytań na minutę, ale żadnej sensownej odpowiedzi. Czy on naprawdę się zmienił? A co jeśli tylko udaje, a później znów będzie tak, jak do tej pory? Czy powinnam mu ufać? „Przestań się zadręczać!” Boję się, że jego dzisiejsze zachowanie to tylko przykrywka. Tego się boję najbardziej…