Jesienne słońce przedzierało się przez zasłony
delikatnie łaskocząc mnie po twarzy. „Błagam,
zabierzcie je stąd!” jęknęłam w myślach. Powili otworzyłam oczy, ale szybko
je zamknęłam, gdyż rażąca ilość światła uderzyła w moje tęczówki. Ponowiłam
próbę i już mogłam normalnie patrzeć na świat. Moja dłoń powoli pogładziła
miejsce obok. „Znów sama…”
Wczoraj wieczorem znów zasypiałam sama. Chris jest
bardzo szanowanym i znanym prawnikiem. Miał to, czego zawsze wszystkim
zazdrościł – władzę i pieniądze. „Praca
pochłaniała go do reszty.” No, przynajmniej mam nadzieję, że to praca go
tak pochłania, a nie ktoś inny.
Wcześniej, przed kilkoma miesiącami Chris bardziej się
starał, a właściwie to wtedy w ogóle się starał. Teraz przychodził do domu
zmęczony i najczęściej zamykał się w swoim gabinecie pracując do późna, a ja
stałam się tylko ładną ozdobą zabieraną na przyjęcia. „I workiem treningowym” dodałam.
Postawiłam stopy na zimnej posadzce, przetarłam oczy i
ruszyłam do łazienki. Usiadłam na skraju dużej wanny i odkręciłam kurek. Po
chwili już zanurzałam się w ciepłej, kojącej wodzie. „Jak przyjemnie…”
Nie mogę uwierzyć jak zmieniło się moje życie. „Jak Christopher się zmienił…” Zawsze był
typem zazdrośnika. Chciał mnie mieć tylko dla siebie, robił mi awanturę o
każdego mężczyznę, z którym zamieniłam słówko. Najchętniej zamknąłby mnie w
złotej klatce i nigdzie nie wypuszczał. „Aż
doszło do tego, że mnie uderzył…” Mój koszmar trwa już jeden długi rok, od
pamiętnego wesela u znajomych mojego chłopaka, na którym tańczyłam z bardzo
przystojnym mężczyzną, co doprowadziło Chrisa do istnej furii. Ten dzień
pamiętam doskonale.
Słoneczny, ciepły, jak na jesień dzień. „Idealny na
ślub i wesele.” Podczas wolnej piosenki zostałam poproszona do tańca przez
samego Pana Młodego, więc nie wypadało odmówić. Nie całe półgodziny później po
nieszczęsnym w skutkach tańcu, mój cholernie zazdrosny chłopak oznajmił, że nie
czuje się najlepiej i wracamy do domu. A tam pierwszy raz dowiedziałam się co
to znaczy „przemoc domowa”. Zaczęło
się od głupich podtekstów, na które nie pozostałam dłużna. „Mój nieokiełznany charakterek mi na to nie pozwolił.” Może gdybym
wtedy się zamknęła i nie odpowiadała, nie podsycała tego ogniska, nie
uderzyłby…
Owy nieszczęsny taniec przypłaciłam podbitym okiem i
stłuczonym żebrem. 3 minuty wirowania z obcym mężczyzną zdecydowanie nie były
tego warte. Ale z każdym kolejnym tygodniem robiło się coraz gorzej. Bił mnie
coraz częściej, za coraz to mniejsze „przewinienia”.
Przez cały czas wmawiałam sobie, że to minie, że jeszcze będzie tak jak kiedyś,
że jeszcze będziemy razem szczęśliwi. Ale jak to mówią: „Nadzieja matką głupich”.
Bardzo powoli wycierałam obolałe ciało. „Ale sińce!” Owinięta samym ręcznikiem
po cichu pomaszerowałam do sypialni, tak jakbym nie chciała, by Chris mnie
usłyszał. Choć wcale go tu nie ma. „Boję
się, że jednak jest…” Mój wzrok przykuł kalendarz wiszący na pobliskiej
ścianie.
- To dziś… – westchnęłam.
To dziś mija rok od pierwszego uderzenia. Choć nawet
ich nie wypowiedziałam, na te słowa niemiły dreszcz przeszedł po moim ciele, a
na rękach pojawiła się gęsia skórka. „Zimno.”
Szybko ubrałam jakieś legginsy i sweter, jednocześnie
ostrożnie, by nie sprawić sobie choćby najmniejszego bólu. „Ałć! Tak się chyba nie da” zawyłam. Jak już uporałam się z
włożeniem czegoś na siebie mój żołądek dał o sobie znak. Wydał przeciągły
dźwięk, a ja odruchowo się zaśmiałam.
- Kogo już z samego rana licho niesie – marudziłam,
gdy ktoś łaskawie zadzwonił do drzwi.
Tuż koło nich jeszcze kątem oka spojrzałam na lustro.
Nie dało się nie zauważyć rozciętego i sinego policzka. „Kurwa, jak ja wyglądam?!”
- Harry? – moje zdziwienie objawiło się wysokim, aż
piskliwym tonem głosu – A co ty tu robisz? Tak wcześnie?
- Jakie wcześniej – wepchał się do środka, lekko
popychając mnie w drzwiach – Jest już 10. Najwyższa pora wstać, śpiąca
królewno.
Ta jego poranna radość mogłaby największego lenia raz
dwa z łóżka spędzić.
- A tak na marginesie, co ci się stało? – zapytał
wskazując na moją twarz. „Myśl, Jane…”
- To – dotknęłam swojego policzka palcem – Wczoraj.
Uderzyłam się o szafkę w kuchni. Zapomniałam jej zamknąć i bam – siniak gotowy.
- W kilku
słowach ujmując przegrałaś pojedynek z meblem. 1:0 dla szafki.
Zaśmialiśmy się udając się do kuchni. Usiadłam przy
wyspie, a Harry naprzeciw mnie.
- Co cię sprowadza w moje skromne progi o tak
wczesnej, jak dla mnie, porze jaką jest godzina 10 rano? – zapytałam patrząc na
przyglądającego się mi Hazzie.
- Chciałem spędzić ten dzień z moją nową sąsiadką –
powiedział.
- No – mówił dalej – to teraz pokaż mi, która cię tak
urządziła.
Zaśmiałam się, po czym wskazałam mu jedną z szafek.
Harry stanął przed nią i zaczął wykonywać ruchy jak na ringu. „Mój bokser…”
- Podskakujesz?! Bij się z równym sobie, a nie kobiet
się czepiasz! Jak ci skopię zawiasy to już nie będziesz taka cwana!
Jeszcze chwila i normalnie tarzałabym się na podłodze
ze śmiechu. Widok chłopaka wywijającego pięściami do mebla był naprawdę
powalający. Już nawet nie pamiętam, kiedy się tak uśmiałam.
Widok rozbawionej Jane był jednym z najpiękniejszych
obrazów jakie dane mi było zobaczyć w moim życiu. A na dodatek to ja byłem
powodem jej radości. Ale niepokoi mnie jeden fakt. Skąd ten siniak na jej
twarzy. „Szafka…” To z pewnością nie
był wynik stłuczki z drzwiczkami. Może nie jestem znawcą medycyny, ale wydaję
mi się, że bliskie spotkanie z takimi rzeczami pozostawia nieco inne ślady. A
akurat jej obrażenia bardziej przypominają jak po uderzeniu ręką. „Interesujące…”
- No – rozłożyłem ręce w geście zwycięstwa – i to
powinno załatwić sprawę raz na zawsze. Już nigdy więcej cię nie dotknie. Już w
tym moja głowa.
Usiadłem naprzeciw dziewczyny, która jeszcze trochę, a
pękłaby ze śmiechu. Dzięki mnie. „Czy ty
chcesz ją zabić?” odezwał się wrednie głos mojej podświadomości. „Nie pozwoliłbym na to, nigdy!” Wtem w
pomieszczeniu rozbrzmiał dziwny dźwięk, który mógł oznaczać tylko jedno…
- Głodna? – zaśmiałem się widząc rumieniec wpływający
na policzki Jane. – Zaraz ci coś zrobię do jedzenia.
- Nie… – zaprotestowała zatrzymując mnie, ale nie było
dane jej dokończyć, bo jej brzuch znów zaburczał tak głośno, że pewnie cała
okolica go słyszała.
- Coś mówiłaś? – zaśmiałem się, gdy Jane przybrała
kolory dorodnego pomidora. – Musisz coś zjeść. Jesteś tak chuda, że spokojnie
mógłbym się jedną ręką unieść i podrzucać.
- Może od razu będziesz mną żonglował – spojrzała na
mnie z uśmiechem – Jeśli potrafisz oczywiście. „Czy to jest wyzwanie?”
- Czy ty śmiesz wątpić w moje możliwości? – patrzyłem
podejrzliwie na dziewczynę, żartobliwie śmiejąc się pod nosem.
- Ależ skąd. Nigdy bym nie mogła zaprzeczyć twoich
umiejętności, ale po prostu jeszcze nie poznałam cię na tyle dobrze, by
wiedzieć co potrafisz – mówiła podchodząc do mnie co raz to bliżej. „Lepiej tego nie rób, Jane…”
- Może mam ci zademonstrować? – stałem tak blisko
niej, że w pewnej chwili do głowy przyszły mi myśli, by się na nią rzucić, ale
na szczęście się powstrzymałem, gdy zdrowy rozsądek mi podpowiedział, że ona ma
chłopaka. „Od kiedy ty słuchasz
rozsądku?”
- Mógłbyś.
„A
więc to jest wyzwanie…” Już w głowie
wytworzył mi się obraz zapatrzonej na mnie Jane, kiedy ja będę pokazywał swoje
zdolności cyrkowe. „Nawet mógłbym być jej
osobistym klaunem.”
- Usiądź – dziewczyna posłusznie wykonała moje
polecenie – a teraz patrz i podziwiaj.
Rozglądając się po kuchni za czymś przydatnym do
mojego „pokazu”. Gdy już znalazłem,
moje dłonie żonglowały cytrynami, a ja z uśmiechem i dumą patrzyłem na
podekscytowaną twarz brunetki. „Ałć, to
musiało boleć!” zawyłem w myślach, gdy moje oczy skierowały się na jej
fioletowy policzek. Wciąż utrzymałem uśmiech, ale w środku chciałem krzyczeć na
tą cholerną szafkę… lub coś innego.
- Tadam! – Jane klaskała, gdy ja kłaniałem się mojej „publiczności” po wykonaniu mojego
numeru.
- Wow! Jesteś świetny. Musisz mnie kiedyś nauczyć –
śmiała się, i to tak pięknie, że moje serce, aż fikało koziołki. „Czy to możliwe, żebym zakochał tak szybko?”
Widocznie tak.
- Dziękuje. Było pyszne – odstawiłam od siebie talerz,
na którym jeszcze chwilę wcześniej były naleśniki z owocami. – Niesamowicie
śpiewasz, akrobata z ciebie normalnie pierwsza klasa, a kucharz to chyba
najlepszy na świecie.
Harry zaśmiał się, a w środku mnie rozlało się
przyjemne ciepło. „Dziwne, ale całkiem fajne
uczucie…”
- To bardzo się cieszę, że ci smakowało – zabrał mój
talerzyk i odłożył go do zlewu - Nie ma Chris’a?
Wraz z wypowiedzeniem imienia mojego chłopaka w mojej
głowie pojawiła się wczorajsza scena w sypialni. „Jednak się nie zmienił…” posumowałam. Całe moje ciało drżało na
samą myśl o nim. Uśmiech znikał z twarzy, a zastępował go strach. Oczy
błyszczały, wszystkie mięsnie były gotowe do niespodziewanego biegu, ucieczki.
- Nie… nie ma. Jest w pracy – szepnęłam cicho. „Dlaczego mój głos brzmi tak nienaturalnie?”
zastanawiałam się.
Może dlatego, że czasem strach bierze nade mną górę. Nie
jestem w stanie opanować nagromadzonych emocji i po prostu próbuję uciec. „Nie zawsze ci to wychodzi…” poprawiła
mnie podświadomość, czyli ta druga „ja”.
- Może wybralibyśmy się na spacer? Pokazałabyś mi
okolicę. Porozmawiamy, pójdziemy na kawę i ciastko. No, nie daj się prosić –
Harry robił maślane oczka, a ja pod wpływem tej miny nie byłam w stanie mu
odmówić. „Słodkie…”
- Dobrze, tylko muszę się przebrać. Zaraz wracam –
rzuciłam na odchodne i już kierowałam się do sypialni.
Świetny !
OdpowiedzUsuńextra *_*
CUDOWNY ;*
Czekam nn <3
Całujee Lolaa ;*
Rozdział świetny i prawie bezbłędny :) Cieszę się, że nie obniżacie lotów i wciąż wkładacie dużo pracy w to opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńWzięłyście na warsztat ciężki temat i mam nadzieję, że do końca sobie z nim poradzicie. Czytając o ofiarach przemocy łatwo się zgubić w ocenie, a jeszcze łatwiej za szybko osądzać... Ale przecież w prawdziwym życiu nic nie jest tylko czarno-białe. Mogłabym napisać tutaj wypracowanie, dlaczego nie podoba mi się zachowanie głównej bohaterki, ale chyba nie powinnam... Jak na razie stworzyłyście mistrzowski obraz ofiary - ani za bardzo przekoloryzowany, ani nie za mało... Pan adwokat jako osoba znęcająca się nad nią od roku? Człowiek mający władzę i pieniądze. Idealny do roli kata. A najgorsze jest to, że ona wciąż go usprawiedliwia... Jakkolwiek głupia musiałaby się wydawać sytuacja z Harrym podskakującym przed szafką, to zdecydowanie każdemu poprawiłaby humor ;) Mam nadzieję, że Styles zaufa swoim domysłom i odegra tym razem rolę nie boksera (choć nie zaszkodziłoby przyłożyć pewnemu adwokacinie), a rycerza, ratującego niewiastę ;) Pozostaje mi tylko poczekać na kolejne rozdziały...
Pozdrawiam i życzę wam wszystkiego dobrego. Dużo weny...
@KateStylees
http://1d-my-little-mystery-girl.blogspot.co.uk/
Harry I Jane- lubię to!
OdpowiedzUsuńMuszę przyznac iż bardzo podoba mi sie etamt Przemocy domowej. Mam nadzieję oczywiście, że Harry stanie na polu bitwy i odzieli Chrisa od Jane. Oni nie mogą ze sobą być. :)
Wiem, ze blog zostaje zawieszony, ale jak tylko wszystko się ułoży, poinformuj. :)) x
http://forever-aye-lost-amaryllis.blogspot.com/